piątek, 8 stycznia 2016

PAMIĘTNIKI (miniaturka)

Dość długo mnie nie było. Wchodzę i co widzę? Ponad 1000 wyświetleń. Z tej okazji mam dla was miniaturkę. Piszcie w komentarzach jak wam się podoba. Chciałam was również przeprosić za moją ostatnią nieobecność ale sporo się ostatnio działo. Postaram się to nadrobić. 

PAMIĘTNIKI

Wrzesień 1989. Wrocław, Wojciech Wysocki
Wstałem dziś bardzo wcześnie, miałem do pracy na dziewiątą. Nie pojawiłem się w niej jednak. Podczas śniadania, gdy rozmawiałem przez telefon ze swoimi rodzicami, usłyszałem krzyki z kuchni.
-Wojtek, Wojtek. Chodź szybko.- Od razu pobiegłem do kuchni gdzie była moja żona Joanna.
-Co się stało skarbie?- Zapytałem, wpadając do kuchni jak poparzony.
-Wody mi odeszły.- Odpowiedziała Joanna a ja zamarłem. Stałem bez ruchu.- Wojtek dzwoń po karetkę, szybko.- Wciąż krzyczała Joanna. Ocknąłem się i natychmiast zadzwoniłem po pogotowie, które pojawiło się w naszym mieszkaniu po piętnastu minutach. Zabrali moją małżonkę do szpitala. Ja od razu wsiadłem do samochodu i pojechałem za ambulansem. Lekarz nie wpuścił mnie na salę porodową. Musiałem czekać. Po kilku bardzo długich i męczących godzinach usłyszałem płacz dziecka a w moim oku zakręciła się mała łza szczęścia.
-Może Pan wejść do małżonki, ale dosłownie na parę minut.- Powiedział mężczyzna w białym fartuchu a ja poszedłem do Joanny. Leżała na łóżku, widać było po niej zmęczenie. Na rękach miała naszą małą kruszynkę.
-Hej, kochanie.- Powiedziałem całując Joannę w czółko.
-Witaj.
-Jaka kruszynka.
-Nasza kruszynka.- Odpowiedziała Joanna.- Chcesz ją potrzymać?
-Nie, jeszcze jej coś zrobię, jest taka malutka, delikatna.
-Wojtek przestań, weź ją.- Powiedziała i dała mi ją na ręce.
-Hej córeczko.- Zacząłem rozmawiać a malutka się do mnie uśmiechnęła.- Widziałaś uśmiechnęła się do mnie. Ma oczka po tobie.
-Wiem, ale nosek i policzki po tobie.- Odpowiedziała posyłając mi cudowny uśmiech.- Nasza malutka kruszynka.
-Tak. Mała Ola.- Powiedziałem a Olcia zasnęła w moich objęciach.
Styczeń 1998, Wrocław, Joanna Wysocka.
Właśnie skończyłam szykować obiad, gdy w domu pojawiła się Ola. Nie spodziewałam się jej o tej porze w domu, kończyła zajęcia dopiero za dwie godziny.
-Hej mamuś.- Ola przyszła się do mnie przywitać.
-Hej córciu. A co tak wcześnie?
-A matematyczka zachorowała a Pani od WF pojechała na pogrzeb. A co na obiad?
-Kotlet mielony i surówka. Nałożyć ci?
-No pewnie.- Odpowiedziała i poszła umyć ręce, ja w tym czasie nałożyłam jej obiad.
-A jak było w szkole?
-A nawet dobrze, dostałam czwórkę z Historii.
-O jak ładnie.
-No też się cieszę. A taty jeszcze nie ma?
-Nie, jeszcze nie.
-A o której będzie? Obiecał mi że dziś pójdziemy na łyżwy.
-Nie wiem skarbie, pewnie za niedługo.- Odpowiedziałam, mimo iż wiedziałam że Wojciech zbyt prędko nie wróci.- To co jak skończysz to zrobimy lekcje co.
-No dobra.
-A co masz zadane?
-Mam napisać coś o rodzeństwie. Właśnie dlaczego inne dzieci mają rodzeństwo a ja nie mam?
-No widzisz skarbie czasem tak bywa.
-Ale ja chciała bym mieć rodzeństwo.
-Wiem córciu też bym chciała.- Odpowiedziałam a Ola mocno się do mnie przytuliła.
Lato 1998, Wrocław, Wojciech Wysocki.
Od kilku dni mam upragniony urlop. Już nie mogłem się doczekać aż spędzę go z moimi dziewczynami. Zabrałem dziś małą Olę na lody, obiecałem jej to już kilka dni temu. Nie wiedzieć czemu niebo było dziś szare, zbierało się na deszcz. Zaczął zrywać się silny wiatr z tego też względu, postanowiłem wrócić z Olą szybciej. Przed naszym blokiem stała karetka, Ola jakby się przestraszyła.
-Tato, co się dzieje?
-Nie wiem, poczekaj tutaj zaraz wrócę.- Powiedziałem całując mój skarb w czółko i oddalając się od niej. Odwróciłem się jeszcze aby upewnić się że czeka tam na mnie. Podszedł do niej jakiś chłopiec i poszli razem do piaskownicy. Podszedłem bliżej karetki. W środku ujrzałem moją Joasię.
-Przepraszam co tu się stało?
-Niech pan się odsunie.- Powiedział jeden z ratowników.
-Do kont ją zabieracie?
-Jest Pan kimś z rodziny?
-Tak, jestem mężem.
-Na słowiańską.
-Mogę jechać z wami?
-Przykro mi.
-Ale to moja żona.
-Rozumiem ale przepisy to przepisy.- Powiedział ratownik, wsiadając do karetki. Pogotowie zabrało Joasie do szpitala. Już miałem wsiąść do samochodu gdy przypomniałem sobie o Oli, która bawiła się właśnie w piaskownicy. Od razu zadzwoniłem do mojej dobrej znajomej i poprosiłem aby zajęła się nią. Monika nie pytała mnie o powód, powiedziała abym natychmiast przywiózł małą do niej. Tak też zrobiłem. Potem udałem się do szpitala gdzie zabrano Asię. Wbiegłem do budynku i jak opętany szukałem mojej żony. Pielęgniarki na szczęście umiały mi pomóc.
Lato 1998, Wrocław – Krzyki, Aleksandra Wysocka.
Drogi pamiętniczku, kilka dni temu pogotowie zabrało mamusię do szpitala. Tatuś nie chce mi nic powiedzieć a babcia zabrania mi na razie widywać się z mamą. Zaczynam za nią tęsknić. Mamusia jest jeszcze w szpitalu ale nie martw się, na pewno będzie wszystko dobrze. Dziś bawiłam się z nowym kolegą. Przyjechał do swojej cioci na wakacje. Od kont mama jest w szpitalu bardzo często jego ciocia się mną opiekuje, a nam bardzo fajnie mija czas. Dziś bawiliśmy się w rodzinę, Jacek był tatą a ja byłam Mamą. Niechcący podsłuchaliśmy rozmowę babci z ciocią Jacka.
-I jak się czuje Joanna?
-Ostatni coraz gorzej?
-A co mówią lekarze?
-Nic konkretnego, czeka ją kolejna chemioterapia.
-A po pierwszej są jakieś poprawy?
-Niestety nie ma. Jest z nią coraz gorzej. Wczoraj lekarz powiedział że trzeba spodziewać się najgorszego.
-Jejku, biedny Wojtek, zostanie sam z małą córką. Jak on sobie poradzi?
-Na pewno nie będzie sam, ma przecież nas.
-No ma Pani rację.
-Najgorsze to będzie wytłumaczenie Oli że jej mama już nie wróci.
-Jak to mama nie wróci?- Zapytałam babci, a ta momentalnie się odwróciła i okrzyczała mnie że podsłuchuje rozmowę starszych i kazała mi iść do pokoju.
Wiosna 1999, Wrocław, Ula Wysocka.
Ten dzień był bardzo smutny dla każdego z nas. Czekałam na Wojciecha i Olę w salonie. Po kilku minutach z pokoju wyszła Ola, w czarnej sukieneczce za kolanko i czarnych pantofelkach. Miała zaczerwienione oczy. Nie dziwiłam się wcale, w końcu czekał ją najtrudniejszy dzień w jej życiu. To właśnie dziś miał się odbyć pogrzeb jej mamy. W przedpokoju stał wieniec pogrzebowy z napisem „Zawsze kochającą mamę żegna córka Ola.” oraz drugi taki sam wieniec z napisem „Zawsze będę cię kochał, twój mąż Wojciech.”. Ola podeszła do mnie abym pomogła jej wybrać kokardę do włosów. W tym momencie z sypialni wyszedł mój syn, Wojtek. Był cały roztrzęsiony, nie mógł zawiązać sobie krawatu. Po kwadransie, wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się do kościoła gdzie miał odbyć się pogrzeb. Po mszy udaliśmy się na cmentarz gdzie odbyła się ceremonia pochówku. Biedna Ola, cały czas płakała, chyba nie dawała dopuścić do siebie myśli że jej mama nie żyje. Wiem co czuła kilka lat wcześniej pochowałam własną mamę. Nigdy bym nie przypuszczała ze będę uczestniczyć w pogrzebie synowej.
16 październik 2006, KM Policji we Wrocławiu, Aspirant Zofia Nowakowska
Dziś miałam dniówkę, jeżdżę w patrolu 03, dziś było bardzo spokojnie.
-03 zgłoś do 00.
-Trójka zgłaszam się.- Powiedziałam chwytając za radiostację.
-Podjedźcie na Krzyki, jakieś nastolatki rozrabiają.
-Coś więcej?
-Podobno rzucają butelkami w samochody.
-Dobra, udajemy się bez odbioru.
-Uważajcie na siebie.- pojechaliśmy do zgłoszenia, na miejscu zastaliśmy dwójkę nastolatków. Dziewczynę około osiemnastu lat i chłopaka nieco starszego od niej.
-Dzień dobry, Aspirant Zofia Nowakowska a to posterunkowa Monika Kownacka, KMP we Wrocławiu. Co tu się wyrabia.
-Nic Pani aspirant.- odpowiedziała dziewczyna, dziwne przeważnie młodzież nie zna się na stopniach w policji.
-Podobno rzucacie butelkami w samochody.
-Nigdy nic takiego się nie stało.- Odpowiedział chłopak.
-No dobrze a wy nie powinniście być teraz w szkole?
-No....bo....ten no...-Zaczęli się tłumaczyć.
-Dobra, pojedziecie z nami na komendę i tam poczekamy na waszych rodziców.
-Ale ja jestem pełnoletni, po co wzywać rodziców?
-A koleżanka ile ma lat?
-No...ja mam....17.
-No to oboje pojedziecie z nami.
-A ja za co?- Zapytał chłopak.
-Mamy światków że rzucaliście butelkami w samochody, sprawiliście w ten sposób niebezpieczeństwo na drogach.
-Ale to konieczne, wezwać rodziców?- zapytała przerażona dziewczyna.
-No tak, nie jesteś pełnoletnia. Zapraszam do radiowozu.- po około dziesięciu minutach przystąpiliśmy do przesłuchanie wstępnego. Na szczęście do tego nie była potrzebna zgoda, ani obecność jednego z rodzica.
-No dobrze. Poproszę dokument tożsamości i jakiś kontakt do rodziców.- Początkowo oboje upierali się w podaniu nam numerów do rodziców ale w końcu nam je podali. Dostaliśmy również legitymacje szkole.
-Więc nazywasz się Tomasz Szczęsny i masz 19 lat?
-No tak.
-Dobrze a ty jesteś Aleksandra Wysocka i masz 17 lat?
-Tak, zgadza się pani posterunkowa.- Odpowiedziała dziewczyna.
-Chwila, Wysocka?- Zapytałam z niedowierzaniem.
-No tak, od urodzenia.
-Twój ojciec to komendant?
-Tak, to mój tato.- I ta odpowiedź mnie totalnie zaskoczyła, momentalnie znalazłam się pod gabinetem komendanta. Zapukałam do drzwi.
-Wejść.-Powiedział komendant.
-Dzień dobry Panie Komendancie.
-Co was do mnie sprowadza Pani aspirant?
-Bo chodzi o to że Pana córka jest u nas na komendzie.
-Ola. To niemożliwe. Moja córka jest teraz w szkole.- Powiedział komendant podniosłym głosem.- To musi być jakaś pomyłka.
-No nie bo dziewczyna wskazała Pana jako Ojca.
-Gdzie ona jest?
-W pokoju 112.
-A co się stało?
-Rzucała w samochody butelkami po alkoholu.
-Moja Ola, to niemożliwe.
-No świadkowie w sumie zeznali że to ten chłopak rzucał a ona tylko stała obok ale mimo to tam była.
-To nie możliwe zaprowadźcie mnie do niej.- Powiedział komendant a ja bez wahania zaprowadziłam przełożonego do pokoju przesłuchań.
-Ola, co ty wyprawiasz?- Zapytał komendant wchodząc do pokoju.
-Tata?
-Tak a kogo się spodziewałaś ducha?
-Dobra weź skończ. Nie mam ochoty na rozmowę z tobą.
-Ola co ty mówisz. Zostawicie nas samych.
-Ale Panie komendancie.
-To rozkaz.
-Tak jest.- I wyszliśmy z pokoju. Po kilku minutach, mogliśmy wrócić do przesłuchania. Skończyło się na upomnieniu.
1 listopada 2010, Wrocław, Aleksandra Wysocka
Dziś jest święto wszystkich zmarłych. Kiedyś to święto mnie cieszyło, mogliśmy spędzić je całą rodziną, a teraz od śmierci mamy spędzam je z ojcem, prawie cały dzień na cmentarzu. Pojechałam do mamy dzień wcześniej aby posprzątać na grobie i postawić kilka zniczy. A dziś, najchętniej zamknęła bym się w mieszkaniu i przepłakała cały dzień. Ale jestem silną kobietą, dam rade. I z tego względu pojechałam. Tata jak co roku był już na miejscu.
-Cześć tato.- Przywitałam się, a następnie postawiłam znicz na grobie mamy.
-Witaj córciu. Jak się czujesz?
-Dobrze a ty tatuś?
-No jakoś....to już już 11 lat jak mama nie żyje.
-Niestety tak. A mogę o coś zapytać.
-No pewnie.
-Bo wiesz ja niewiele pamiętam. Czy byliście z mamą szczęśliwi?- Zapytałam a w oczach taty pojawiły się łzy.
-Tak, byliśmy bardzo szczęśliwi. Szczególnie gdy ty pojawiłaś się na świecie.- po tych słowach w moich oczach również zakręciły się łzy. Przytuliłam ojca.
7 lipiec 2015, Wrocław, Mikołaj Białach
Od dziś mam mieć przydzielonego nowego partnera na patrolu. Bardzo się cieszę, mam nadzieję że będzie to ktoś doświadczony. Za parę minut zaczyna się odprawa a na komendzie nie pojawił się jeszcze mój partner. Nagle do pokoju wbiegła młoda dziewczyna, ładna swoją drogą, szatynka, wysoka.
-A Pani kogoś szuka?- Zapytałem.
-Mam zacząć dziś pracę.
-Pani?
-No tak, coś się nie zgadza?
-Nie, nie, wszystko w porządku. A czemu się Pani spóźniła? Jeśli można wiedzieć.
-Zaspałam, budzik i nie zadzwonił.- I do pokoju wparował Komendant.
-O Mikołaj dobrze że jesteś. O Ola, widzę że już Aspirant poznał swojego nowego partnera na patrolu.
-Tak Panie komendancie.
-No to Ola, przebieraj się i zapraszam do pracy.
-Tak jest Panie komendancie.- Odpowiedziała szatynka i poszła się przebrać ja poczekałem na nią i udaliśmy się do radiowozu.
-Wiec jeśli mamy razem pracować to miło by było się bliżej poznać.
-No tak. Ma pan racje.
-Jaki Pan, Mikołaj Białach.
-Aleksandra Wysocka.- Odpowiedziała a mnie zamurowało.
-Zbieg nazwisk czy rodzina?- zapytałem bez wahania.
-Rodzina, jestem córką komendanta.- Powiedziała, no w pierwszej chwili pomyślałem że łatwo nie będzie.
-Córka komendanta no proszę.
-No tak wyszło.- Odpowiedziała a naszą rozmowę przerwał nam dyżurny, przydzielając nam naszą pierwszą tego dnia sprawę.
12 Wrzesień 2016, Wrocław, Aleksandra Wysocka
Po pracy umówiłam się z Mikołajem na piwo. Jakiś czas temu mój ojciec poszedł na dość długi urlop a na komendzie pojawił się Inspektor Kwieciński. Niezłe ziółko z naszego komendanta. Na szczęście nie rozdzielił naszego patrolu, na kilka rozdzielił i bałam się ze mój patrol też ulegnie zmianie. Na całe szczęście nie.
-Kończysz już?- zapytał mnie Mikołaj.
-Poczeka. Już skończyłam.
-No dobra, to gdzie idziemy?
-Tam gdzie zawsze.
-Dobra czekam przed komendą.- Mikołaj wyszedł z pokoju a ja szybko poszłam się przebrać. Po kilku minutach byłam już obok Mikołaja. Poszliśmy parkiem, to tak droga na skróty do pubu gdzie zawsze chodzimy. Mikołaj wlókł się za mną.
-Idziesz czy nie?- Zapytałam.
-Nie, chce tu zostać.- odpowiedział i usiadł na ławce. Słońce delikatnie zachodziło, a lekki podmuch wiatru kołysał drzewa do snu.
-No nie wygłupiaj się. Źle się czujesz?
-No.
-Ale co ci jest?
-Chyba się zakochałem.- Odpowiedział a mnie zamurowało.
-Poczekaj, powtórz to co powiedziałeś.- Mikołaj jednak nic nie powiedział, spojrzał mi głęboko w oczy, położył dłoń na moim policzki i pocałował. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje, jednak szybko odwzajemniłam jego pocałunek.
-Przepraszam.- Krzyknął Mikołaj odsuwając się ode mnie.
-Za co?
-No za pocałunek, ty mnie nie kochasz, jestem dla ciebie za stary.
-Co ty wygadujesz. Gdybym nic do ciebie nie czuła to dostał byś z liścia a nie odwzajemniony pocałunek.
-Czyli mnie kochasz?
-Tak, głuptasie.- Odpowiedziałam a nasze usta znów się do siebie zbliżyły.
13 lipiec 2017, Wrocław, Wojciech Wysocki
Moja córka właśnie się szykowała, zresztą tak jak ja. Właśnie zakładam garnitur, choć zastanawiam się czy nie było by lepiej w mundurze. Jest u niej Emilka, jej koleżanka z pracy.
-Panie komendancie, może pan wejść do córki.- Powiedziała Emilka wychodząc z pomieszczenia. Poszedłem do mojej małej Oli. Wyglądała cudownie.
-Do twarzy ci córciu w bieli.
-Dzięki tato.
-Jak się czujesz?
-A dziękuję dobrze, choć mam mdłości.
-Oj córciu, przy ciąży to normalne, a jak się czują moje wnuki?
-Od rana rozrabiają.- Zaśmiała się Ola, a do pokoju przyszli Białachowie oraz Mikołaj mój już prawie zięć. Udzieliliśmy młodym błogosławieństwa i pojechaliśmy do kościoła. Wszyscy goście już byli na miejscu. Prowadziłem Olę do ołtarza, moją małą Olę. Organista grał Marsz Mendelsona. Cudowna chwila dla ojca. Msza bardzo mi się dłużyła ale w końcu nadszedł ten wyczekiwany moment.
-Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i zlej doli, aż do końca życia?Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?- oboje zgodnie przysięgali.
-Ja Mikołaj biorę Ciebie Aleksandro za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Ja Aleksandra biorę Ciebie Mikołaju za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- Przyszłą pora na obrączki i zamieszanie w kościele, nie ma Tośka, to właśnie on miał mieć obrączki, w pewnym momencie młodzieniec wbiega do kościoła. Podał obrączki parze młodej i nastąpiło dokończenie tej cudownej ceremonii.
-Mikołaju powtarzaj za mną.- Powiedział ksiądz.- Aleksandro przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
-Aleksandro przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- Mikołaj powtórzył słowa księdza i nałożył mojej córce pierścionek na palec.
-Aleksandro, powtarzaj za mną. Mikołaju przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
-Mikołaju przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - Teraz moja córka zakładała obrączkę Mikołajowi. Od teraz są małżeństwem.
-Co bóg złączył niech człowiek nie rozdziela. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Możesz pocałować Pannę młodą.- I w tym momencie Mikołaj pocałował moją Małą Olę a w moim oku zakręciła się mała łza szczęścia. Dominika i Ania (córki Mikołaja) zaśpiewały Aleluja i wszyscy udaliśmy się na wesele.

Koniec

2 komentarze: