niedziela, 11 września 2016

2.20

Minęło kilka dni. Mikołaj wraca do domu tylko na noc. Nie mam pojęcia co się z nim dzieje. Do pracy nie jeździ na pewno. Wiem to bo rozmawiałam z komendant Jackowską. Dzwoniła do mnie kilka razy w jego sprawie. Do szpitala jeździłam codziennie. Przesiadywałam godzinami na korytarzu czekając aż jakiś lekarz przyjdzie i powie że Dominika się wybudziła. Ale niestety. Antek prawie całe dnie spędzał u rodziców Mikołaja którzy równie mocno jak ja to przeżywali. Tego dnia nie pojechałam do szpitala. Komendant Jackowska prosiła mnie abym przyjechała na komendę. Tak też zrobiłam wsiadłam w samochód, zawiozłam dziewczynki do szkoły, Antka do rodziców Mikołaja a sama pojechałam na komendę. Zaparkowałam auta tam gdzie zawsze parkował mój tato. Weszłam do budynku i od razu udałam się do gabinetu komendanta.
-Witaj Olu, dobrze że jesteś.
-Dzień dobry, chciała mnie Pani widzieć.
-Tak, siadaj. Jak się czujesz?
-Dziękuję dobrze. Ale nie w tej sprawie mnie Pani wezwała.
-Nie chcę porozmawiać o Białachu.
-Tak też myślałam.
-Ty masz z nim kontakt prawda?
-No mam, ale ostatnio to jest tragedia. Można by rzec że miałam z nim kontakt. Do momentu aż się nie dowiedział że jego córka jest w szpitalu bo przedawkowała i prawdopodobnie jest w ciąży.
-A powiedz mi, może ci mówił gdzie jest w trakcie kiedy powinien być w pracy?
-Nie nie mówił. Wraca tylko na noc. Nawet kolacji nie je. Śpi na kanapie albo w ogóle nie śpi. Rano wychodzi jakby szedł do pracy. Gdyby nie telefon od Pani to pewnie do tej poty bym myślała że chodzi do pracy.
-A próbowałaś z nim rozmawiać?
-No a jak Pani myśli. Każda rozmowa kończyła się tym że on nie może być dziadkiem. Koniec tematu.
-No dobrze Olu pewnie masz sporo do załatwienia. Nie będę cie dłużej zatrzymywać. Ale nie powiem było by miło gdyby aspirant w końcu pojawił się w pracy.
-Spróbuję z nim porozmawiać ale wątpię żeby to coś dało. Do widzenia.
-Do widzenia Olu.- Opuściłam gabinet pani komendant. Idąc korytarzem komendy zamyśliłam się i tak wyszło ze wpadłam na kogoś.
-Przemek.- Powiedziałam zdziwiona.
-Olka, a co ty tu robisz?
-No ja pracuje a ty?
-Zaczynam pracę. Jejku ale jak w ciąży pracujesz? To bezpieczne?
-Teraz na zwolnieniu jestem, musiałam coś załatwić. Nie spodziewałam się że cię tu spotkam.
-No ja też nie, kogo jak kogo, ale Ola tutaj. Kurcze musimy się na kawę umówić.
-No tak, ale powiedz lepiej jak żona i maleństwo się czują?
-Maleństwo dobrze, to chłopiec.
-A żona? Kasia dobrze pamiętam?
-Tak Kasia. Wypisała się ze szpitala na żądanie i nie mam z nią kontaktu.
-Jak to?
-No tak to, wyjechała gdzieś.
-No to nieźle.- Powiedziałam i zobaczyłam Mikołaja idącego w stronę komendy.- Przepraszam ale muszę jeszcze coś załatwić.- Odparłam i poszłam w stronę aspiranta.
-Ola kochanie a co ty tu robisz?
-Tłumaczę się dlaczego do pracy nie chodzisz?
-Co?
-No to ja się pytam co? Do domu wracasz na noc, każda rozmowa kończy się słowami ja nie mogę być dziadkiem. Do pracy nie chodzisz. Nawet cię dzieci nie interesują. Mam już tego dość. Możesz się wyprowadzić, dziećmi się zajmę. Jakoś sobie poradzimy.
-Ola kochanie co ty wygadujesz?
-Co ja wygaduję, to ty co wyprawiasz?
-Nic cię nie interesuje. Nawet nasze dzieci. Które powinny być ważniejsze ode mnie.
-Ola to nie prawda interesuję się wami.
-Doprawdy. Nawet nie zapytałeś jak się dziewczynki czują. Antek całe dnie spędza u twoich rodziców a Ja przy łóżku Dominiki. Nie wspomnę już o tym ze nawet płci naszego maleństwa nie znasz.
-Ola kochanie.
-Nie wyskakuj mi tu z kochanie, bo ja mam już tego dość.
-Chcesz wiedzieć co robiłem jak mnie w pracy nie było?
-No łał, było by miło gdybyś mi powiedział.
-No to chodź ze mną.
-Nigdzie nie idę albo mówisz albo wracamy do domu i się pakujesz.
-Nie, to ty i dzieciaki się pakujecie.
-CO ty powiedziałeś. Czyli jednak....zostawiasz nas...masz kogoś? Przyznaj się ty łajdaku.- Powiedziałam i uderzyłam go w twarz. Popłakałam się i uciekłam do samochodu. Mikołaj mnie dogonił.
-Ola, to nie tak ja nikogo nie mam.
-Jasne i myślisz że ja ci tak po prostu uwierzę.
-Ola przysięgam na nasze dziecko....
-Nawet nie próbuj tego robić.
-Ola, kocham cię i nigdy nie przestałem. Dobrze wiesz że już nam jest ciasno w naszym mieszkaniu. Jest nas szóstka a za jakiś czas będzie nas ośmioro, no chyba ze Dominika....nieważne.
-No szybko zauważyłeś że rodzina nam się powiększa, jak ja za kilka dni będę rodzić to nagle to zauważyłeś.
-Nie kochanie to nie tak.
-No wcale.
-Daj mi to wyjaśnić. Proszę pojedź ze mną. Błagam cię.
-No dobrze.- Odparłam a Mikołaj zabrał mnie na osiedle na uboczu miasta. Podjechaliśmy pod jeden z domów. Był ogromny. Nie tylko dom ale i ogród. Spojrzałam na Mikołaja pytająco.
-Wysiadaj.- Powiedział stanowczo a ja bałam się tego co mi powie. Weszliśmy do środka.
-Dominika? A ty nie w szkole?- Zdziwiłam się widząc moją cioteczną siostrzenicę.
-Ciocia? Ja we wtorki kończę o 11 zajęcia.
-Co tu się dzieje?
-Ola bo to miało wyglądać inaczej.
-Ale co miało wyglądać inaczej?
-Witaj w domu.- Powiedziała Dominika a mnie aż zamurowało.
-Bo to miało być tak że jak się nasz syn urodzi i ty wyjdziesz ze szpitala to miałem cię tu przywieźć. Bo ja kupiłem ten dom dla nas. Tylko trzeba go jeszcze wyremontować.
-Jak to kupiłeś dla nas dom?
-No tak wyszło, na bo jak usłyszałem w szpitalu że Dominika też jest w ciąży i wtedy ja już nie wiedziałem co dalej będzie no i rozmawiałem dużo z tu obecną naszą córką. Doszliśmy do wniosku że tak będzie najlepiej.
-A ja myślałam że ty mnie zdradzasz.
-No przepraszam nie chciałem żebyś tak pomyślała. Jesteś dla mnie najważniejsza, oczywiście zaraz po dzieciach.
-To ja zaraz wrócę.- Powiedziała nastolatka i wyszła. Pocałowałam Mikołaja. Dominika po chwili podeszła do nas i coś szepnęła Mikołajowi na ucho.
-Co to za tajemnice?- Zapytałam.
-Bo wujek....przepraszam Tata wysłał mnie na prawo jazdy.
-Jak już urodzisz kochanie to przyda nam się jeszcze jeden kierowca.
-Ty naprawdę pomyślałeś o wszystkim.
-Tak, dosłownie o wszystkim. Choć ze mną do ogrodu.- Delikatnie się uśmiechnęłam a mikołaj złapał mnie za dłoń i zaprowadził na zewnątrz. Było pięknie. Mały plac zabaw z sześcioma huśtawkami, dwie zjeżdżalnie i ogromna piaskownica. Obok było ogromne drzewo. Pod nim był stół z ławkami a obok murowany grill. Nagle w tle zaczęła lecieć muzyka. Mikołaj objął mnie w pasie i zaczęliśmy tańczyć. Wtuliłam się w niego. Nawet nie zauważyłam gdy w ogrodzie pojawili się wszyscy. Dominika, Ania, Antek, Tato z Julią i rodzice Mikołaja. Muzyka nie przestawała grać a Mikołaj odszedł na chwilkę. Podszedł do swoich rodziców którzy trzymali ogromny bukiet róż. Podszedł z kwiatami do mnie i ukląkł.
-Ola, zostaniesz moją żoną a mamą naszych dzieci?
-Tak. Tak. Tak.-Powiedziałam i rzuciłam się Mikołajowi na szyję. Pocałowaliśmy się. Po chwili poczułam ogromny ból brzucha. Ból który rozrywał mnie w pół.
-Aaaaa.- Zaczęłam krzyczeć.- Chyba się zaczęło.- Powiedziałam podpierając się o Mikołaja.
-Jedziemy do szpitala.- Powiedział Mikołaj.
-Nie dzwonimy po karetkę, przecież mama rodzi.- Powiedziała Dominika.
-Mama nie płacz.- Podbiegł do mnie Antek i mnie przytulił.
-Oddychaj kochanie. Wdech i wydech.
-Nie mów mi co mam robić.- Krzyknęłam na niego.
-Tak sobie myślę może zadzwonię po karetkę skoro wszyscy tak stoicie.- Powiedziała Julia i wyjęła telefon z kieszeni.

-No w końcu ktoś się nade mną zlitował.- Powiedziałam ze złością w głosie. Karetka była po kilku minutach. Zabrano mnie od razu do szpitala. Na sali porodowej przez cały czas był ze mną Mikołaj. O godzinie 23.37 na świecie pojawił się Staś. Nasz mały synek. Mikołaj zdecydował że tak damy mu na imię. Zaraz po porodzie, przyniesiona go na moją salę. To cudowne uczucie mieć na rękach taką małą kruszynkę. Na sali byli wszyscy, no i stali bo nie było miejsca aby mogli usiąść. 

piątek, 9 września 2016

2.19

Teraz*
-Bo jest jeszcze coś o czym nie wiecie.- Z rozmyślań wyrwały mnie słowa Dominiki. Myślałam że już powiedziała wszystko co wie.
-Co się stało?- Zapytałam delikatnie a Mikołaj spoglądał z przerażeniem na nastolatkę.
-Bo chodzi o to że, ja nie wiem czy to prawda, tak mówią...
-Ale kto i co?- Wrzasnął Mikołaj.
-Kochanie uspokój się, zaraz się dowiesz.- Powiedziałam i złapałam Mikołaja za dłoń. Spojrzałam na nastolatkę.
-Znajomi ze szkoły. Podobno, ale ja nie wiem czy to prawda bo Dominika mi się nie zwierzała.
-Ale co?- Ponownie zapytał Mikołaj.
-Bo Dominika podobno jest w ciąży. Mówili że dlatego uciekła z domu, bo bała się Pana reakcji.- Wydusiła z siebie a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Jakiej ciąży, z kim?- Za to Mikołaj strasznie się wściekł.
-Mówię że nie wiem bo mi się nie zwierzała. Z tego co wiem, w sumie to z tego co mówią to z jakimś chłopakiem z trójki. Ale ja nie wiem. Nigdy ich razem nie widziałam.
-Ja pie*dole.- Usłyszałam głos Mikołaja. W pewnym momencie podniósł się z krzesła i z całej siły uderzył w ścianę. Opuścił budynek szpitala. Siedziałam nie wiedząc co zrobić. W mojej głowie pojawiły się okropne wspomnienie. Wspomnienia których nie potrafiłam wymazać z pamięci.
-Niech ciocia powie że nic jej nie będzie.- Powiedziała nastolatka i wtuliła się we mnie.
-Chciała bym. Przepraszam.- Powiedziałam i również opuściłam szpital. Usiadłam na ławce nieopodal budynku. Starałam się zapomnieć, ale nie dałam rady. Zaczęłam płakać i właśnie wtedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
-Wszystko w porządku?- Męski głos sprawił że przestałam płakać.
-Nie, nic nie jest w porządku, wszystko się zaczęło walić.- Krzyknęłam.
-Spokojnie Olka nie musisz tak krzyczeć.- Powiedział.
-Skąd wiesz jak mam na imię?
-A nie przedstawiłem się. Przemek.- Mężczyzna usiadł obok mnie a ja nie mogłam sobie przypomnieć kogoś o takim imieniu.- Nie pamiętasz mnie, studiowaliśmy razem w Warszawie.
-A no tak, przepraszam nie poznałam cię, ale co ty tu robisz, czemu nie jesteś w Warszawie?
-Przeprowadziłem się już kilka lat temu. A ty co robisz w szpitalu?
-Mieszkam wiesz, ostatnio jestem tu częściej niż w domu.
-Ale to coś z dzieckiem?
-Nie, z dzieckiem na całe szczęście wszystko w porządku.- Odparłam i dotknęłam mój już nie mały brzuszek.
-To co się dzieje?
-Długa historia, a ty co tu robisz?
-Moja żona zaczęła rodzić.
-To dlaczego z nią nie jesteś?
-Bo nie wpuścili mnie na salę i muszę czekać.
-Dlaczego?
-Kasia powiedziała że nie mogę wejść i koniec.
-Kasia to twoja żona tak?
-Tak, a twój mąż gdzie?
-Pewnie siedzi pod salą córki. Ale to nie mój mąż.
-A rozumiem, a ile lat ma wasza córka?
-Jego córka, w tym roku skończy 16 lat.
-Czyli chwila moment, on jest rozwodnikiem, wdowcem czy ma żonę?
-Wiesz co to jest skomplikowane, przepraszam ale muszę wrócić do nich.
-Nie no spoko. Mam nadzieję że się jeszcze spotkamy.

-Tak, to do następnego.- Odparłam i wróciłam do szpitala. Mikołaja nie było, Dominika siedziała na korytarzu sama. Usiadłam obok niej. W ciszy spędziłyśmy w szpitalu kilka godzin. Około 22 postanowiłyśmy wrócić do domu. Nie miałam kontaktu z Mikołajem, bałam się o niego. Nie miałam pojęcia co się z nim dzieje. 

niedziela, 4 września 2016

2.18

Minęło kilka dni od zgłoszenia zaginięcia nastolatki. Czas dla nas upływał nie miłosiernie wolno. Miałam wrażenie że minęło już kilka tygodni a nie dni. Ania cały czas wypytywała o swoją starszą siostrę a my nadal nic nie wiedzieliśmy. Ten dzień był wyjątkowo ciężki dla nas wszystkich. Mikołaj od rana chodził jakiś nieobecny, niby był ale jednak go nie było. Ania siedziała zamknięta w swoim pokoju, Antek od rana płakał a Dominika bez słowa wyszła z mieszkania z samego rana. Nagle w naszym mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Potem było pukanie. Nikt nie chciał otworzyć. Do momentu aż usłyszałam głos Krzyśka.
-Ola, wiem że jesteś w domu, to ważne otwórz.- Krzyknął a ja od razu znalazłam się pod drzwiami. Uchyliłam je delikatnie. Wtedy do mieszkania weszła Emilka a potem Krzysiek. Byli w mundurach.
-Coś się stało?- Zapytałam po chwili.
-Mikołaj jest?- Zapytała Emilka rozglądając się po mieszkaniu.
-Tak, a co? Macie jakieś wieści o Dominice?
-Zawołasz go?- Poprosił Krzysiek. Nie musiałam go wołać, właśnie wyszedł z kuchni.
-Cześć co wy tu robicie?- Zapytał witając się z funkcjonariuszami.
-Mamy dla was dobrą i złą wiadomość.- Odparł Krzysiek.
-Nie będziemy pytać którą chcesz usłyszeć pierwszą bo zapewne tą złą.- Dodała Emilka.
-No mówcie co wiecie.- Mikołaj wrzasnął na nich.
-Znaleźliśmy Dominikę. Jest w szpitalu.
-Matko co jej się stało?- Zapytałam, bałam się o nią.
-Nie jesteśmy pewni ale z tego co mówili w karetce to możliwe że przedawkowała.
-Jedziemy do szpitala.- Powiedział Mikołaj, a ja niepewnie spojrzałam mu w oczy.
-To może niech Mikołaj jedzie z nami a wtedy ty i dzieciaki dołączycie do nas, co wy na to?- Zaproponował Krzysiek a my zgodnie pokiwaliśmy głową na znak że się godzimy na takie rozwiązanie. Po kilku minutach Mikołaj był już w drodze do swojej córki a ja próbowałam się dodzwonić do Dominiki. Niestety nie odbierała telefonu. Nie miałam pojęcia dlaczego. Wsiadłam w samochód i zawiozłam Antka i Anię do rodziców Mikołaja. Znali całą sytuację więc dużo nie musiałam im tłumaczyć. Po około godzinie byłam już w szpitalu. Zaczęłam szukać Mikołaja. Jako policjantka często bywam w szpitalu, szczególnie na oddziale gdzie leżą osoby po zatruciu od narkotyków. Po chwili widziałam już Mikołaja. Siedział na krześle w korytarzu. Dłońmi miał zakrytą twarz. Podeszłam do niego i usiadłam obok. Po chwili podszedł do nas lekarz.
-Państwo są rodziną Dominiki Białach?- Zapytał mężczyzna. Mikołaj nie reagował, spojrzałam na lekarza i kiwnęłam głową że tak.- Pani Dominika jest w ciężkim stanie, najbliższa doba jest dla niej decydująca.- Odrzekł lekarz a mi do oczu napłynęła bezbarwna ciecz zwana łzami. Nie wiedziałam co mam zrobić. Słyszałam tylko łkanie Mikołaja. Po chwili obok nas pojawiła się Dominika. Usiadła w ciszy koło mnie.
-Co ty tu robisz?- Zapytałam gdy się do mnie przytuliła.
-Przepraszam.- Wydusiła z siebie.
-Ale za co?
-To wszystko moja wina.
-O czym ty mówisz. Jaka twoja wina?
-Bo...no...ja...wiedziałam że Dominika bierze, już wcześniej zanim to się stało.- Mówiła cały czas szlochając.
-Wiedziałaś i nic nam nie powiedziałaś?- Mikołaj zaczął na nią krzyczeć.
-Przepraszam..no nie chciałam.-Krzyknęła nastolatka.
-Uspokójcie się, krzykiem nic nie zdziałacie.- Krzyknęłam na nich. Po chwili zapadła grobowa cisza. Spojrzałam na nastolatkę, z jej oczu można było wyczytać że się obwinia za to co się stało.- Dominika, powiedz ale tak szczerze, dlaczego nic nie powiedziałaś?
-Bo Dominika mnie prosiła, zresztą jej mama o wszystkim wiedziała. Myślałam że Pan Mikołaj też o tym wie. Tak mówiła Dominika. Nie podejrzewałam że kłamie.- Powiedziała nastolatka a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. Siedzieliśmy w ciszy.
Wspomnienie*
Siedziałam w szpitalu, przy łóżku Kasi (najmłodszej siostry Mai, mamy Dominiki i Antka).Na salę weszli jej rodzice.
-Coś wiadomo?- Zapytał jej tata.
-Nic.- Odrzekłam a w oczach cały czas miałam łzy.- Przepraszam to moja wina.- Rozpłakałam się.
-Ola przestań. Dlaczego cały czas to powtarzasz?- Zapytała mnie ciocia.
-Bo...no...ja wtedy z nią byłam. My obie...ale ja nie chciałam...nie wiedziałam...ona mówiła że....przepraszam.
-Jak to byłyście razem?- Z przerażeniem zapytał mnie wujek.

-No tak to. Nie wiedziałam że jest w ciąży z Markiem. Skąd mogłam wiedzieć nawet jemu nie powiedziała. Jak ze sobą zerwali ja chciałam ją tylko pocieszyć. Nie wiedziałam że jak to weźmie to będzie chciała się zabić. Skąd mogłam wiedzieć.- Powiedziałam ze łzami w oczach. Nagle dziwny dźwięk opanował całą salę. Zbiegło się mnóstwo lekarzy i pielęgniarek. Wyproszono nas z sali. Po kilku godzinach przyszedł do nas lekarz. Niestety nie miał dla nas dobrej wiadomości.

W końcu znalazłam chwilkę aby napisać ciąg dalszy. Jak myślicie co wydarzy się dalej? Co jeszcze ukrywa nastolatka przed Olą i Mikołajem?

niedziela, 24 lipca 2016

2.17

Obudziły mnie czyjeś kroki. Delikatnie otworzyłam oczy i ujrzałam Mikołaja który niespokojnie chodził po sypialni.
-Mikołaj co się dzieje?- Zapytałam, chyba się przestraszył bo podskoczył gdy zaczęłam mówić.
-Dominika jeszcze nie wróciła.
-Która godzina?
-1 w nocy, gdzie ona jest?
-Kochanie może jest u koleżanki albo u chłopaka.
-Jakiego chłopaka, gdyby się z kimś spotykała to by mi powiedziała.
-Mikołaj nie panikuj, tylko się połóż jutro do pracy.
-Nie mogę spać, nie wiem co z nią się dzieje, a co jeśli ktoś jej coś zrobił?
-Kochanie uspokój się.- Powiedziałam podchodząc do niego. Przytuliłam się od tyłu.
-Wiem, może panikuję, ale nigdy tak nie wychodziła bez słowa.
-Rozumiem że się o nią boisz, ale połóż się bo to że będziesz się zamartwiał tym gdzie ona jest w niczym nam nie pomoże.
-No dobrze.- Odparł Mikołaj i położyliśmy się spać. Mimo to żadne z nas nie zasnęło tej nocy. Cały czas myślałam o nastolatce która bez słowa opuściła moje mieszkanie. Rano obudził mnie budzik, była 7.00. Ubrałam szlafrok i poszłam do kuchni przygotować śniadanie. Następnie obudziłam dzieciaki i Mikołaja. Zjedliśmy śniadanie. Ja zawiozłam Anię i Dominikę do szkoły a Mikołaj Antka do swoich rodziców. Najpierw zawiozłam Anię do podstawówki a następnie Dominikę. Zaparkowałam pod szkołą.
-Dominika, na pewno nie wiesz gdzie ona może być?- Zapytałam gdy nastolatka miała wysiadać z auta.
-Nie, jedyne co mi przychodzi na myśl to jej mama ale byliście tam.
-No tak, posłuchaj gdybyś ją gdzieś spotkała, od razu daj nam znać.
-No to raczej oczywiste.- Powiedziała nastolatka i udała się do szkoły. Ja pojechałam na komendę. Na całe szczęście nie miałam jeszcze zwolnienia lekarskiego i mogłam się czymś zająć. Zaparkowałam auto tam gdzie zawsze i weszłam do budynku. Czułam się tam nieswojo, nie wiem dlaczego. Udałam się do biura i przebrałam się w mundur. Następnie poszłam na odprawę. Usiadłam między Jackiem a Mikołajem. Do pokoju odpraw weszła pewna kobieta. Miała stopień młodszego inspektora.
-Witam wszystkich. Nazywam się Renata Jackowska, od dziś jestem komendantem w waszej jednostce.- Powiedziała a wszyscy ze zdziwieniem spoglądali raz na nią a raz na mnie.
-Czemu nie powiedziałaś?- Zapytał mnie Mikołaj.
-Nic nie wiedziałam.- Odpowiedziałam szeptem.
-Czy ja państwu nie przeszkadzam?- Zapytała nowa Pani komendant. Wszyscy ucichli.- Dziękuję, zacznijmy już odprawę.- Odparła i zaczęła rozdzielać rewiry. Zdziwiłam się gdy nie wspomniała o patrolu 05. Zaraz po odprawie z Mikołajem zostaliśmy do niej wezwani.
-Pani komendant chciała nas widzieć.- Odparł Mikołaj gdy wchodziliśmy do gabinetu.
-Tak, siadajcie, musimy porozmawiać.- Powiedziała a my wykonaliśmy jej polecenie.
-Coś się stało? Czemu nie przydzielono nam rewiru?- Zapytał Mikołaj.
-Wasza partnerka jest w ciąży, nie mogę jej narażać.
-Ale...
-Tak wiem, wyraziła zgodę na udział w patrolu, przejrzałam już papiery. Mimo to wy Białach, zostaniecie przydzieleni do patrolu 06, ale tylko dziś od jutra patrol 05 będziecie stanowić z Mieszkiem Pawlakiem.
-A co ze mną?- Przerwałam wypowiedź pani komendant.
-A wy zostaniecie od dziś przeniesieni do kryminalnych. Tam jest najbezpieczniej.
-No dobrze.- Odparłam, odmeldowaliśmy się i każde z nas udało się do pracy. Przebrałam się w cywilne ciuchy. Udałam się na piętro wyżej, tam jest teraz biuro kryminalnych. Weszłam tam niepewnie.
-O cześć Olka, widzę już się dowiedziałaś o nowych rozporządzeniach ojca.- Powiedział Mariusz, jeden z policjantów kryminalistycznych.
-Nie ojca, nowej Pani komendant.- Odparłam i usiadłam przy biurku.
-Mamy nowego komendanta?
-Tak, kobietę.
-Czemu nikt się nie przyznał? Mogłaś nam wcześniej powiedzieć.
-Nie mogłam.
-Dlaczego, ojciec ci zakazał?
-Nie, po prostu nic mi nie powiedział.
-Ale, jak to możliwe?
-No normalnie. Pewnie zapomniał, jest zajęty przygotowaniami do ślubu.
-Z tą całą Julką?
-No tak. A skąd wiesz?
-No jak by ci to powiedzieć to moja młodsza siostra.
-Że twoja co?
-No siostra.
-Czyli, mój ojciec będzie twoim szwagrem.
-No pięknie się porobiło.
-A twoja rodzina?
-Co moja rodzina?
-Jak zareagowali na wieść o ślubie?
-Normalnie, tato poszedł się upić jak zawsze kiedy nadarzy się okazja, mama się nie odzywa bo jest z Julką pokłócona, ja mam swoje zdanie, Marysia też. Każdy zareagował inaczej.
-Julka jest pokłócona z waszą mamą? O co?
-To było dawno temu, zresztą ja też nie wiem wszystkiego, ożeniłem się z Marysia i się wyprowadziliśmy. Wtedy zaczęły się kłócić ale o co dokładnie to nie wiem.
-Nie no spoko rozumiem.
-To co bierzemy się za pracę?- Zapytał Mariusz a ja kiwnęłam głową.- Możesz mi mówić od dziś wujku.- Powiedział a ja rzuciłam w niego kulką zwiniętego papieru. Oboje zaczęliśmy się śmiać.
-No to co tam mamy do zrobienia?- Zapytałam po chwili.
-Jak na razie czekamy.
-Niby na co?
-Aż ktoś zgłosi przestępstwo.
-I co jak nic nie zgłoszą to co robicie?
-A to różnie, czasem gramy w jakieś gry planszowe, czasem wypełniamy papiery. To dobry moment aby się lepiej poznać. Wiesz musimy sobie ufać.
-No tak, zupełnie jak na prewencji.
-Zgodzę się z tobą. To co kawy ci zrobić?
-Wiesz, kawy nie mogę pić.- Odparłam kładąc dłoń na brzuszku.
-A no tak zapomniałem że moja siostra będzie babcią.
-Troszkę wcześnie.
-No za wcześnie. To co, robimy herbatę i idziemy do reszty załogi, musisz ich poznać skoro mamy razem pracować.

-Dobrze.- Odparłam i udaliśmy się do pomieszczenia gospodarczego, czyli kuchni. Mariusz oprowadził mnie po całym piętrze, pokazał co gdzie się znajduje. Przedstawił wszystkim członkom ekipy i wyjaśnił na czym dokładnie polega praca w oddziałach kryminalnych. Dzień zleciał mi bardzo szybko. Nawet nie zauważyłam kiedy na zegarku wybiła 17 i miałam koniec służby. Pożegnałam się z nowym zespołem i wróciłam do mieszkania. Dominika z Anią wróciły znacznie wcześniej niż ja. Przygotowały obiad. Mikołaj wrócił chwilę po mnie, ale tylko dlatego że był po Antka u swoich rodziców. Zjedliśmy wspólnie obiad, choć powinniśmy to nazwać kolacją. Wciąż martwiliśmy się o Dominikę która do tej pory nie dała znaku życia. Mikołaj wielokrotnie kontaktował się ze swoją byłą żoną ale ona próbowała go uspokoić i twierdziła że nastolatka bardzo często tak robi i niedługo wróci. Mimo to martwiliśmy się o nią. Doszliśmy do wniosku że należy to zgłosić dochodzeniówce, no bo mogło coś jej się stać. Tym bardziej że jej telefon cały czas nie odpowiadał. Zmartwieni całą sytuacją poszliśmy spać. 

czwartek, 14 lipca 2016

2.16

Około 16 dostałam telefon od Mikołaja. Powiedział że zejdzie mu się w pracy dłużej niż przypuszczał i żebym odebrała Antka od jego rodziców. Pojechałam więc. Na miejscu byłam około 17. Wysiadłam z auta i ruszyłam w kierunku rodzinnego domu Mikołaja. Byłam tam pierwszy raz. Jego rodziców również wcześniej nie znałam. Zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi starsza kobieta. No może nie tak starsza ale widać było że jest matką Mikołaja.
-Dzień dobry. Aleksandra Wysocka.- Przedstawiłam się grzecznie.
-Dzień dobry. Maria Białach.
-Ja przyjechałam po Antka.
-Zapraszam, Mikołaj mówił że wpadniesz. Miło nam cię poznać.- Powiedziała kobieta i z uśmiechem na ustach zaprowadziła mnie do salonu gdzie był Antek.
-Mam nadzieję ze nie narobiłam państwu kłopotów.
-Przestań kochana, żaden kłopot. Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję.- Zarumieniłam się delikatnie. Podeszłam do Antka i wzięłam go na ręce.
-Napijesz się może czegoś. No kawy ci w tym stanie nie pozwolę pić, ale jak chcesz to mam sok brzoskwiniowy. Usiądziemy porozmawiamy.
-Znaczy się, troszkę się śpieszę bo dziewczyny są same w domu.
-Dziewczyny?
-No tak córki Mikołaja i moja jedna prawie córka.
-Prawie córka?
-No tak, adoptowałam ją razem z Antkiem kilka tygodni temu.
-Nie wiedziałam, myślałam że Antoś jest twoim biologicznym dzieckiem.
-Nie jest biologiczny ale kocham go jak własne, tak samo jak Dominikę.
-A Ania?
-A zapomniałam wspomnieć że moja prawie córka też ma na imię Dominika.
-Aha...
-A córki Mikołaja traktuję bardziej jak siostrzenice.
-No dobrze...to co herbatka?
-A skuszę się, dziewczyny są już prawie dorosłe poradzą sobie.- Powiedziałam i usłyszałam wibracje mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i ujrzałam zdjęcie uśmiechniętej Dominiki. Przeprosiłam mamę Mikołaja i wyszłam na dwór odebrać.
-Tak Dominika, coś się stało?
-No...
-Ale co?
-No bo Dominika gdzieś sobie poszła.
-A gdzie?
-No nie wiem ale powiedziała że wychodzi i sobie poszła.
-Może do koleżanki?
-Nie wiem ale jest jeszcze coś.
-Co takiego?
-Bo jak wychodziła to z kurtki wypadło jej coś.
-Co?
-Znaczy się, ja się na tym nie znam, ale jak dla mnie to to nie wygląda jak cukier puder.
-Narkotyki, jesteś pewna?
-No nie bo nie próbowałam, ale podejrzanie to wygląda.
-Zaraz wrócę, spróbuj ją ściągnąć do domu.
-No dobrze.- Rozłączyłam się i wróciłam do domu Białachów. Weszłam do kuchni z nietęgą miną.
-Coś się stało?- Zapytała mnie mama Mikołaja.
-Tak, przepraszam ale muszę wracać do Wrocławia.- Odparłam, kobieta to zrozumiała. Pomogła mi spakować Antka i wróciłam czym prędzej do domu. Wysiadłam z auta, wzięłam małego na ręce i wręcz pobiegłam do mieszkania. Weszłam do środka, od razu przyszła do mnie Dominika.
-Nie dałam rady, nie odbiera telefonu.- Powiedziała mając łzy w oczach.
-Spokojnie. Zaraz wróci Mikołaj.- Powiedziałam a do mieszkanie wszedł nie kto inny jak on.
-Cześć.- Krzyknął.
-Hej.- Poszłam się przywitać, dałam mu buziaka w policzek.
-Chciałaś o czymś pogadać.
-Teraz to mniej ważne, Dominika zniknęła.
-Która?
-Twoja. Wyszła i nie odbiera telefonu.
-Spokojnie może jest u koleżanki.
-No właśnie o to się boimy.
-A co pokłóciliście się?
-Nie, znalazłyśmy to.- Dominika wtrąciła się w naszą rozmowę i podała Mikołajowi torebkę z białym proszkiem.
-Co to jest?
-Na pewno nie cukier puder.- Odparła z sarkazmem Dominika.
-Kurwa, to amfa.
-Skąd to masz?
-Wypadło pana córce jak zakładała kurtkę.
-Miałaś mi mówić na ty.- Skarcił ją Mikołaj.
-Przepraszam.
-Nic się nie stało, teraz to trzeba znaleźć Dominikę.
-Tylko gdzie ona może być.
-Może u Kamili?- Zaproponowałam choć sama w to nie wierzyłam.
-Dlaczego tam?- zapytał Mikołaj.
-No bo, Dominika mi powiedziała że ostatnio często u niej bywa.
-Jak to, czemu ja nic o tym nie wiem. Czemu mi nie powiedziałaś?
-Próbowałam dziś jak wpadłeś na chwilkę.
-To o tym chciałaś pogadać, nie do końca ale to był jeden z powodów.
-No dobra zaraz do niej zadzwonię.
-Myślę że to zły pomysł.- Odezwała się Dominika.
-Dlaczego?- Zapytałam.
-Bo jak jej mama odbierze, to jej powie że dzwoniliście i jej szukaliście. Ona może wtedy od niej uciec.
-Młoda ma rację.- Powiedział Mikołaj.- Jadę tam.
-Jadę z tobą.- Powiedziałam i zaczęłam zakładać buty.
-Nie.
-Bo?
-Jeszcze coś ci się stanie. Nie możesz w tym stanie pojechać, dobrze wiesz że Kamila nie panuje nad emocjami, szczególnie jak cię widzi.
-Tak a ty panujesz, jadę z tobą i nie ma gadania.
-Jaka ty uparta. Mam nadzieję że nasze dziecko nie będzie tak uparte jak ty.
-Nie będzie bardziej uparte bo po tobie.- Zaczęliśmy się sprzeczać.
-Możecie skończyć, trzeba znaleźć Dominikę zanim coś się stanie.- Powiedziała nastolatka. Spojrzeliśmy z Mikołajem na siebie i bez słowa pojechaliśmy do mieszkania Kamili. Po pięciu minutach byliśmy na miejscu. Mikołaj upierał się abym została w aucie ja jednak go nie posłuchałam. Razem weszliśmy na drugie piętro i zapukaliśmy do drzwi. Na całe szczęście Kamila nie ma w drzwiach judasza i nie widziała kto przyszedł. Otworzyła po pięciu minutach.
-No proszę, mój kochany mężulek ze swoją dziwką przyszedł.- Powiedziała na powitanie a we mnie zaczynało się powoli gotować.- Czego chcecie?
-Jest u ciebie Dominika?- Zapytał Mikołaj.
-Może jest może jej nie ma.
-To jest czy nie?
-Nie ma.- Odparła.
-Jakoś ci nie wierzę.- Powiedział Mikołaj i wszedł do mieszkania. Rozejrzał się po nim. Wszędzie było szaro od dymu po papierosach a na stole stały butelki po alkoholu. Nastolatki jednak nigdzie nie było.
-Mówiłam że jej tu nie ma.- Powiedziała i zaczęła się śmiać.
-Wiesz gdzie jest?
-Ostatnio była u twojej dziwki.- Odparła a we mnie gotowało się coraz mocniej.
-U kogo?- Zapytałam, nie zamierzałam jej tym razem odpuścić.
-U ciebie ździro.
-Jak ty mnie nazwałaś?
-A no tak ździra i dziwaka biorą za to pieniądze bo się cenią a ty jesteś zwykłą szmatą.
-Odszczekaj to.- Wrzasnął Mikołaj.
-Ale co? Przecież taka prawda.
-Ola nie jest szmatą, ja ją kocham. I musisz to w końcu zaakceptować.
-Że niby to że się nam do łóżka wpakowała, szmata mała. Nie ma takiej opcji.
-Nikomu do łózka się nie wpakowałam, a na pewno nie wam.
-Ciekawe, a jakoś sypiałaś z moim mężem zanim się rozwiedliśmy.
-Nie sypiałam z nim. A już na pewno nie kiedy byliście małżeństwem. Sama to zniszczyłaś a teraz próbujesz obwiniać wszystkich oprócz siebie.- Wrzasnęłam, gdyby nie Mikołaj, który stał obok mnie to chyba byśmy się tam pobiły. Na całe szczęście przerwał tę bezsensowną awanturę i wróciliśmy do domu. Weszliśmy do mieszkania a w korytarzu od razu pojawiła się Dominika.
-Znaleźliście ją?- Zapytała nastolatka z nadzieją w głosie.
-Niestety nie.- Powiedział zdenerwowany Mikołaj, ja natomiast się nie odzywałam.
-Gdzie dzieciaki?
-Śpią, jakąś godzinkę temu zasnęli.
-To ile czasu nas nie było?- Zapytałam zdziwiona.
-No jakieś trzy godzinki minimum.- Odparła, a ja odniosłam wrażenie jak by nas nie było raptem 30 minut.- Wujek Wojtek był.
-A co się stało?
-Nie wiem, przyniósł jakąś kopertę i poprosił abym wam ją przekazała.
-Jaką kopertę?
-Białą, prostokątną, zaklejoną z napisem Ola i Mikołaj.- Odparła i podała nam tę tajemniczą kopertę. Otworzyłam ją. W środku było zaproszenie na ślub, taty i Juli. Nagle zakręciło mi się w głowie a nogi stały się jak z waty. Podparłam się Mikołaja.
-Kochanie dobrze się czujesz?- Zapytał, ledwo słyszałam co mówi, kiwnęłam głową że nie. Wziął mnie na ręce i posadził na krześle. Dominika przyniosła mi wody. Troszkę czasu zajęło mi dojście do siebie.
-Ja pójdę się położyć.- Powiedziała nastolatka zostawiając nas samych.
-Jeszcze tego nam brakowało. Ojciec bierze ślub z tą całą Julką.
-Spokojnie kochanie. To ich decyzja.
-Przecież to niedorzeczne. Ona jest młodsza ode mnie.
-Tak wiem kochanie, ale musisz to zaakceptować to decyzja twojego ojca.
-Raczej jej. Ona go wykorzystuje, leci na kasę.
-Ola spokojnie, może się jeszcze opamięta.
-Do prawdy, jakoś w to nie wieżę. Na pewno ona nim manipuluje.
-Kochanie, przecież ja też jestem od ciebie starszy.
-Ale to co innego.
-Doprawdy?
-No tak, my jesteśmy w takim wieku ze to normalne.
-Ola pamiętasz jak twój ojciec się wściekł jak się o nas dowiedział, twierdził że jestem dla ciebie za stary.
-No tak, pamiętam.
-Mówił że mogła byś być moją córką a mimo to dalej jesteśmy razem.
-No tak ale córką a nie wnuczką, Mikołaj tu chodzi o mojego ojca.
-Ola, on jest dorosły i doskonale wie co robi.
-Jasne a ona go owinęła wokół palca.
-Ola a może to on naciskał na ten ślub, ja bym się cieszył gdyby mój ojciec w końcu układał sobie życie.
-To nie takie proste, ja się cieszę że układ sobie życie. Nawet tą Julkę polubiłam, ale żeby od razu ślub.
-Ola, spokojnie, założę się ze dziewczynki tak samo by zareagowały jak my byśmy brali ślub.
-Jakoś w to wątpię.
-A pamiętasz jak Dominika wpadła w histerię bo zaczęliśmy się spotykać?
-No pamiętam.
-No właśnie, zachowujesz się dokładnie tak jak ona wtedy.
-Nie wiem, może masz rację.
-Mam na pewno a teraz kładźmy się spać. Już jest późno.

-No dobrze.- Odparłam, Mikołaj zaniósł mnie do sypialni i położyliśmy się spać.

czwartek, 7 lipca 2016

2.15

Po powrocie od lekarza położyłam się spać. Mikołaj miał przywieść Antka po 16 a Dominika miała wrócić ze szkoły po 14. Była dopiero 10 więc miałam dużo czasu aby położyć się spać a potem zrobić obiad. Zasnęłam od razu. Obudził mnie dźwięk przekręcanych kluczy w drzwiach. Spojrzałam na zegarek była 12.15. Zarzuciłam na siebie koc i wyszłam z pokoju. Drzwi się otworzyły i weszła Dominika. Po jej minie było widać ze coś jest nie tak.
-A co ty tu robisz?
-Mieszkam.- Odparła zdziwiona moją obecnością.- A ty?
-To samo, a nie powinnaś być teraz w szkole?
-Urwałam się z ostatnich lekcji.
-No widzę, ale dlaczego?
-Przez moją jak że wychowaną wychowawczynię.
-Co się stało?
-No wyobraź sobie że wchodzę do klasy, a pech chciał że siedzę w pierwszej ławce bo jako jedyna jest wolna. No i ona do mnie z tekstem że widać że jestem niewychowana po matce. No to ja na to że ma nie obrażać zmarłych. A ona do mnie że mnie oduczy pyskowania i nie będę jej straszyć policją a ja w życiu nikomu nie straszyłam. No i ja do niej mówię że nigdy tak nie powiedziałam a ona na to że kłamać też mnie nauczyłaś. No to ja że nie ma prawa cię obrażać a ona że mam się wynosić z klasy bo jestem nieudacznikiem i nic w życiu nie osiągnę i że obcy facet mi zrobi dzieciaka tak jak tobie i że ta bajka o tym ze ojciec zabił matkę w życiu nie przejdzie przez mury szkoły. I jeszcze że liczyłam na jej współczucie i że mi z historii niby czwórkę postawi bo wzbudzę w niej litość.- Powiedziała prawie na jednym wydechu. Zabrałam od niej plecak i poszłyśmy do kuchni. Zrobiłyśmy herbatę i usiadłyśmy przy stole.
-To co zmienisz mi szkołę?- Zapytała po chwili.
-Co, jak że teraz, jesteś pewna?
-No chyba nie myślisz że będę w jej klasie.
-No dobrze. Jeśli tego chcesz. A coś więcej w szkole się działo?
-Nie nic więcej. Piątkę z matmy dostałam. No ale mówię ci tak się zdenerwowałam że poszłam z Karoliną za szkołę zapalić bo myślałam że jak tą sukę na korytarzu spotkam to oczy wydłubię.
-Po pierwsze wyrażaj się przy mnie. A po drugie co zrobiłaś z Karoliną?
-A co powiedziałam że zrobiłam?- Odpowiedziała zakłopotana.
-No to ja się pytam? Od dawna palisz?
-Jeju ciocia. Przestań.
-Dominika masz dopiero 15 lat, co ty wyprawisz?
-O jejku jakoś Dominika od wujka Mikołaja jest w moim wieku i jej mama się nie czepia.
-Posłuchaj, ty nie jesteś córką Mikołaja tylko moją i nie interesuje mnie ona tylko ty. Powiedz mi czy od dawna palisz?
-A co to ma do rzeczy, i tak nic nie zmieni.
-Owszem zmieni, jeśli masz ze mną mieszkać to musisz mi o czymś takim mówić.
-Ale ciociu....
-Dominika ja nie mówię o zwierzaniu się, o chłopakach i innych sprawach. Bo mam nadzieję że jesteś na tyle duża że rozumiesz z czym to się wiąże.
-Tak wiem mam nie uprawiać seksu bo zajdę w ciąże, a nie ma 100% anty koncepcji.
-No tu bym się z tobą nie zgodziła, ale nie o tym teraz rozmawiamy. To od kiedy palisz?
-O jejku no to był mój pierwszy papieros no.
-Na pewno pierwszy?
-Tak na pewno pierwszy.
-Mam nadzieję że również ostatni. Proszę cię nie wchodź w ten nałóg.
-Niby dlaczego?
-No jeszcze tego brakowało żebym takiej dużej dziewczynie tłumaczyła dlaczego ma nie palić.
-No dobra przecież wiem to prowadzi do raka i tak dalej.
-Tak, wywołuje choroby i dużo kosztuje. Z resztą z takiego nałogu trudno potem wyjść.
-Mówisz jak byś kiedyś paliła.
-Bo tak było, ale twoja mama mi pomogła z tego wyjść.
-A ile miałaś wtedy lat?
-Byłam dużo starsza od ciebie to na pewno.
-No dobra, a czemu właściwie ciocia do nas nigdy nie przyjeżdżała?
-Przyjeżdżałam ale potem zaczęłam pracę w policji a z tym się wiąże stała obecność w mieście.
-Jakoś cioci nie wierzę. Z tego co wiem to ciocia jest posterunkową, co prawda starszą, co oznacza ze w służbach mundurowych jest ciocia od maksymalnie czterech lat.
-A skąd ty tyle wiesz o policji, co młoda damo?
-Nie ważne, zapytałam pierwsza.
-Tak to prawda, od niedawna jestem w policji, ale studiowałam.
-Tak w Warszawie, widziałam dyplom u wujka Wojtka.
-Myślę że to nie najlepszy moment na taką rozmowę.- Odparłam słysząc otwierające się drzwi do mojego mieszkania. Wstałam od stołu i skierowałam się w kierunku korytarza. W drzwiach stał Mikołaj wraz z córkami.
-Cześć a co wy tu robicie?- Zdziwiłam się że są tak wcześnie.
-A dziewczynki skończyły wcześniej lekcje, nie mam z kim ich zostawić aż skończę służbę. Mogą tu zostać?- Zapytał aspirant robiąc maślane oczka.
-No mogą, mogą. Zapraszam do środka.- Dziewczynki zdjęły kurtki i udały się do kuchni. Ja w tym czasie chciałam porozmawiać z Mikołajem.
-Masz może chwilkę?- Zapytałam, wychodząc z nim na korytarz?
-No raptem pięć minut.
-No to dobrze, bo musimy poważnie porozmawiać.
-Coś się stało?
-Nie...to znaczy tak....Kurcze nie wiem jak ci to powiedzieć.
-Wal prosto z mostu.- Nie lubię gdy tak mówi, najchętniej bym mu o tym nie mówiła ale tu chodzi o jego córkę.
-Chodzi o Dominikę, mamy problem.
-Ale którą, moją czy twoją.
-No twoją, gdyby chodziło o moją to raczej bym z tobą nie rozmawiała.
-Co się stało? Coś ci znów powiedziała, Kamila jej coś zrobiła?
-Nie spokojnie, chodzi o to że Dominika ona...
-00 do 05.- Rozmowę przerwał nam dyżurny.
-Przepraszam kochanie, porozmawiamy jak wrócę.- Powiedział i dał mi buziaka w policzek.
-05 zgłaszam się.
-Jesteś jeszcze z córkami?
-No właśnie je odwiozłem a co jest?
-To świetnie, podjedźcie na piastowską. Ktoś się pobił na ulicy.

-Dobra już jadę.- Mikołaj zniknął z mojego pola widzenia a ja wróciłam do mieszkania. Przygotowałam dziewczynkom obiad a następnie pomogłam im odrobić lekcje. 

niedziela, 12 czerwca 2016

2.14

Bardzo szybko minęło kilka tygodni w sumie to cztery, od dwóch dni jestem prawnym opiekunem Dominiki i Antka. Jeśli chodzi o Mikołaja to nie mieszkamy razem, ale w końcu zerwał kontakt ze swoją byłą żoną. Dziś wstałam bardzo wcześnie bo była 6.30. Przygotowałam śniadanie dla Dominiki i poszłam ją obudzić. Weszłam do pokoju, było jeszcze ciemno. Podeszłam do okna i odsłoniłam żaluzję. Nastolatka się odwróciła w drugą stronę i spałą dalej. Siadłam na łóżku obok niej i delikatnie próbowałam ją obudzić.
-Dominika wstawaj.- Szarpnęłam delikatnie za jej kołdrę.
-Spadaj.- Odpowiedziała i wyrwała mi z dłoni pościel.
-Wstawaj do szkoły.
-Nigdzie nie idę.
-Owszem idziesz. Wstawaj.- Zabrałam jej poduszkę.
-Możesz dać mi święty spokój?
-Nie, w tej chwili wstajesz.- Ton naszego głosu był znacznie uniesiony. Byłam zdziwiona jej zachowaniem bo zawsze z radością wstawała do szkoły.
-Odwal się, nigdzie nie idę.
-Dominika, w tej chwili wstajesz.- Krzyknęłam i zabrałam jej kołdrę.
-Nie jesteś moją matką żeby mi rozkazywać.- Odparła a mi zrobiło się przykro. Ze łzami w oczach opuściłam jej pokój. W sumie to swoją sypialnię. W salonie stało łóżeczko w którym spał jeszcze Antek. Ja natomiast spałam na niewygodnej kanapie w tym samym pokoju. Udałam się do kuchni i zaczęłam jeść śniadanie. Było mi bardzo przykro że Dominika tak do mnie powiedziała ale miała rację, nie byłam jej mamą a tym bardziej nie zastąpię Majki w tej roli. Zjadłam śniadanie i poszłam do salonu Antek właśnie się obudził.
-Cześć słodziaku.- Powiedziałam biorąc go na ręce.- To co najpierw mam cię przewinąć czy zjesz śniadanie?- Spojrzałam małemu w oczy, był tak bardzo podobny do Majki jak była mała. Położyłam go na kanapie i przewinęłam. Następnie ubrałam w ciuszki i poszłam do kuchni go nakarmić. W międzyczasie Dominika postanowiła wstać do szkoły. Zajęła łazienkę na dobre 30 minut. Po czym wyszła w bardzo krótkiej spódniczce, bluzce z dużym dekoltem i bardzo wyzywającym makijażem. Spojrzałam na nią znacząco, ale nie miałam zamiaru się odezwać.
-Jak wyglądam?- Zapytała paradując przede mną w tym stroju.
-Spojrzyj w lustro.- Powiedziałam próbując uspokoić swój ton głosu.
-Dzięki.- Powiedziała i obrażona poszła do mojej sypialni. Po chwili wróciła wciąż z bardzo wyzywającym makijażem, ale za to w jeansach i niebieskiej koszuli. Skądś kojarzyłam tę koszulę.
-To moja koszula?- Zapytałam będąc pewna.
-I tak jej nie nosisz.
-To nie znaczy że możesz brać moje rzeczy bez pytania.
-Oj przestań, raz tylko wzięłam. Mama mi zawsze pozwalała.- Chrząknęłam.
-Ale ja nią nie jestem.
-Zauważyłam.
-No właśnie.
-Dobra już ją ściągam.- Powiedziała i zaczęła rozpinać guziki.
-Uspokój się, możesz ją pożyczyć ale następnym razem pytaj.
-No dobra.
-A na którą masz tą wywiadówkę?
-No na 16. A co?
-No chyba muszę jechać.
-Niby po co?
-Po to że się źle zachowujesz i chciała bym wiedzieć czy tylko wobec mnie czy może z kimś też masz już na pieńku.
-Jezu no po prostu wszyscy pytają czemu się przeniosłam, a ja nie chcę mówić że ojciec zabił mamę i mieszkam u cioci.
-Więc co im mówisz?
-Że pracujesz w policji i cię z Wawy przenieśli do Wrocławia.
-Wiesz że nie wolno kłamać?
-Wiem ciociu, ale co miałam im powiedzieć?
-Spokojnie nie mówię że mi to przeszkadza ale wydaje mi się że kłamstwem daleko nie zajdziesz.
-Ciocia proszę cię, lecę do szkoły.
-Gdzie tak szybko, odwiozę cię.
-Nie trzeba.
-Owszem trzeba bo na wywiadówkę nie jadę a z wychowawcą chcę porozmawiać.- Odparłam stanowczo. Dziewczyna usiadła przy stole i zaczęła jeść śniadanie. Gdy skończyła pojechałyśmy do szkoły. Zaparkowałam niedaleko szkoły i poszliśmy. Nastolatka weszła do szkoły zapominając całkowicie o mojej obecności.
-Pragnę ci przypomnieć że wciąż tu jestem.- Powiedziałam odrywając ją od znajomych.
-Chodź.- Powiedziała i zaprowadziła mnie do klasy gdzie tego dnia była jej wychowawczyni. Weszłam więc do środka razem z nastolatką.
-Dzień dobry.- Przywitałyśmy się.
-Proszę usiąść.- Odparła kobieta nie odrywając wzroku od książek.
-To ja pójdę na lekcję.- Powiedziała Dominika i wyszła z klasy.
-Więc Pani w sprawie siostry, wie Pani że nie powinnam Pani udzielić informacji ale Dominika est tu nowa i słyszałam że Pani też.
-Przepraszam ale ja jestem jej mamą.- Przerwałam kobiecie.
-Jak to mamą....nie jest pani za młoda na bycie mamą?- Spojrzała na mnie przez swe okulary próbując wzbudzić we mnie respekt.
-Jak widać nie jestem. Ale nie przyszłam do pani porozmawiać o wieku a o Dominice.
-Tak, więc, Dominika jest grzeczna, dobrze się uczy, szybko zaaklimatyzowała się w naszej klasie.
-To dobrze.
-Wie Pani na początku bałam się że będą z nią problemy z zaaklimatyzowaniem różnie bywa z takimi dziećmi.
-Takimi dziećmi, co chce Pani przez to powiedzieć?
-No chodziło mi o to że musieli się Państwo przeprowadzić ze względu na Pani pracę, i Dominika mogłaby robić różne dziwne rzeczy abyście Państwo wrócili do Warszawy, ale cieszę się że tak się nie dzieje.
-Wie Pani ta zmiana dobrze zrobiła nam wszystkim i mam nadzieję że tak zostanie. Jeśli to wszystko to ja pójdę bo mam wizytę u lekarza.- Odparłam i wstałam, kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i nie dało się nie zauważyć że zaraz coś powie nieodpowiedniego do sytuacji.
-A to dlatego Panią przenieśli.- Odrzekła a mi opadła szczęka.
-O czym Pani mówi?
-No o ciąży, romans z przełożonym. Zdarza się, a Pani małżonek o tym wie?
-Nie jestem w ciąży z przełożonym i nie mam męża.
-Jak to Dominika wychowuje się bez ojca? No w sumie, taka młoda kobieta już z dwójką dzieci, i to z nastoletnią córką, czegoż można się dziwić. Dzieci pewnie nie znają ojca.
-Wypraszam sobie takie aluzje względem mojej rodziny. Jeśli to wszystko to ja już pójdę.- Ruszyłam w stronę drzwi.
-Mam nadzieje ze Dominika nie jest tak bezczelna jak Pani.
-Te słowa nie powinny paść z ust wychowawcy mojej córki.
-A co pogrozi mi Pani tym że jest policjantką. Chyba za coś Panią przenieśli z Warszawy a raczej nie za dobre sprawowanie.
-Nie, nie przeniesiona mnie dlatego.- Po prostu nie chciałam aby dzieci miały styczność ze swoim ojcem który zabił ich biologiczną mamę. A dziecko które noszę pod sercem jest znakiem miłości mojej i mojego faceta. A Dominika nie będzie chodzić do tej szkoły do puki Pani będzie tu uczyć do widzenia.- Wyszłam zdenerwowana z klasy. Na korytarzu czekała na mnie Dominika, po której minie było widać że słyszała naszą rozmowę.
-No co, nie będzie mi zwracać uwagi.- Powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia.
-A co ze mną, zmienisz mi szkołę?
-Nie no co ty, jak nie będziesz chciała to nie zmienię. Pogadamy w domu bo teraz naprawdę się śpieszę do lekarza.- Powiedziałam dając Dominice buziaka w policzek i poszłam do samochodu. Zawiozłam Antka do Mikołaja, który obiecał się dziś nim zająć i pojechałam do ginekologa na umówioną wizytę. Mikołaj nalegał abym go ze sobą wzięła ja jednak się nie zgodziłam. Nie wiem czemu ale przywykłam już do wizyt u ginekologa w samotności, poza tym po co miał by jechać. Pojedzie jak będę miała się dowiedzieć o płci dziecka. Na razie jest mi że się tak wyrażę niepotrzebny. Długo nie musiałam czekać bo przyjechałam niemalże punktualnie. Weszłam do gabinetu i jak zawsze lekarz mnie zbadał.
-Jak się Pani dziś czuję?
-Dobrze.
-Ma Pani strasznie wysokie ciśnienie.
-Wiem, po prostu wychowawczyni córki mnie z równowagi wyprowadziła.
-Mówiła Pani że to Pani pierwsza ciąża.
-No tak, Dominika i Antek są adoptowani.
-A w jakim są wieku?
-Dominisia ma 15 lat a Antek roczek.
-O no to dziewczynka za pewne pomoże Pani w opiece nad dziećmi.
-Tak jest bardzo opiekuńcza jeśli chodzi o Antka i moją ciążę. Bardzo to przeżywa.
-No tak, w końcu nie raz zdarza się rodzeństwo.
-Dokładnie.
-A Pani ma rodzeństwo?
-Nie nie, ja jestem jedynaczką.
-No dobrze to zapraszam za tydzień, ustalimy płeć dziecka.

-Dobrze do widzenia.- Opuściłam gabinet i wróciłam do mieszkania. 

niedziela, 5 czerwca 2016

2.13

Rano obudził mnie płacz Antka. Wzięłam go na ręce i zeszłam do kuchni zrobić mu coś do jedzenia. W kuchni były córki Joli.
-Cześć ciociu.- Przywitała się Kasia i Patrycja.
-Cześć dziewczynki.- Odpowiedziałam.- Pomożecie mi nakarmić małego?- Zapytałam, nie znałam tego domu aż tak dobrze aby samemu zrobić Antkowi coś do zjedzenia.
-No jasne.- Odpowiedziały i już po chwili Antek jadł śniadanie.
-Gdzie macie resztę rodzeństwa?
-Janek śpi a Kacper przyjedzie z Kamilą dopiero na pogrzeb.
-O Kacper ma dziewczynę.- Odparłam a dziewczynki się uśmiechnęły.
-No a ciocia ma faceta i jest w ciąży.- Zaśmiała się Kasia.
-Zrobić cioci kawę?- Zapytała Patrycja.
-Ciocia jest w ciąży nie może kawy, zrób herbatę.- Powiedziała Jola, wchodząc do kuchni.- Cześć.- Przywitałyśmy się. Dziewczynki przygotowały śniadanie i poszły się ubrać.- Ola myślałaś już co z dzieciakami?
-Tak wiesz. Nie mam pojęcia.
-Mamy problem, ja bym ich wzięła ale wiesz jaka jest sytuacja.
-Wiem i tą opcję już z Mikołajem odrzuciliśmy.
-A czyli tak wstępnie rozmawialiście.
-No tak, wiesz jak jest.
-Powitać Panie.-Do kuchni wszedł Mikołaj i Marek. Przywitaliśmy się.
-O czym tak nasze lepsze połówki debatują?- Zapytał Marek.
-Zastanawiamy się co dalej z dzieciakami.- Odparła Jola.
-Jak co. Ja i Ola się nimi zajmiemy.- Odparł stanowczo Mikołaj a ja siedziałam zaskoczona nie wiedząc co mam powiedzieć.
-Naprawdę, zostaniemy z ciocią Olą.- Dominika widocznie dłuższy czas przysłuchiwała się naszej rozmowie. Nastolatka rzuciła mi się na szyję. Przytuliłam ich. Antek zaczął się tak słodko śmiać. Mikołaj podszedł do nas i również się do nas przytulił.
-Aż słodko patrzeć na taką piękną rodzinę.- Powiedziała Jola.- Majka na pewno się cieszy.- Dodała po chwili. A mi w oku zakręciła się mała łza.
-Jemy śniadanie i jedziemy.- Dodał Marek po chwili.
-Tak.- Odparła Jola, zjedliśmy więc śniadanie i poszliśmy się szykować. Najpierw ubrałam Antka, potem pomogłam Mikołajowi z krawatem. Dlaczego faceci nie umieją ich wiązać, przecież żadnej filozofii w tym nie ma. Na końcu zajęłam się sobą. Założyłam czarną sukienkę, do tego mam czarne szpilki i czarny wiosenny płaszczyk. Zrobiłam delikatny makijaż. W sumie nie wiem po co, w końcu to pogrzeb i tak będę płakać więc się rozmażę. Uczesałam włosy i byłam gotowa. Mikołaj siedział z Antkiem na łóżku. Wyszłam z łazienki i weszłam do pokoju aby założyć szpilki.
-Ślicznie wyglądasz.- Powiedział Mikołaj.
-Dzięki, ty też nieźle w garniturze wyglądasz.
-Nie przyzwyczajaj się, założę go dopiero na nasz ślub.
-To są oświadczyny? A gdzie pierścionek i róże?- Zaśmiałam się, siadając Mikołajowi na kolanach.
-Wujek Wojtek przyjechał.- Powiedziała Dominika, speszona wyszła z pokoju. Po chwili zeszliśmy na dół. Przywitaliśmy się z moim tatą i pojechaliśmy. Najpierw odbył się różaniec. Trumna Majki była zamknięta. Domyśliłam się że Tomek musiał ją tak pobić że wyglądała okropnie i dlatego nie otwierali trumny. Antek był nadzwyczajnie spokojny w trakcie mszy. Nie mogę tego powiedzieć o Dominice, która całą mszę przepłakała. Najgorszy był moment spuszczania trumny do grobu. Wtedy nawet Antek wyczuł że coś jest nie tak i zaczął płakać. Mikołaj stał koło mnie. Podpierałam się o niego, podtrzymując na ręku Antka. Po pogrzebie udaliśmy się na stypę, którą przygotowali teściowie Joli. Zjechała się w sumie cała rodzina, niektórych nawet nie znałam. Gdy skończyła się stypa i wszyscy się rozjechali, zajęliśmy się sprzątaniem. Potem podziękowaliśmy rodzicom Marka i wróciliśmy do domu Joli. Zjedliśmy kolację.
-Ola.- Marek się do mnie uśmiechną.
-Co?

-A może się ze mną Mikołaj koniaku napić?- Zapytał a ja się prawie oplułam ze śmiechu. Kiwnęłam głową że tak. Posiedziałam jeszcze chwilę z Jolą i dzieciakami i poszłam spać. Antek nie za bardzo chciał spać w łóżeczku więc położyłam go na łóżku i zasnęliśmy. Nie wiem nawet o której Mikołaj przyszedł. Rano obudził się z nieziemskim kacem i cały czas narzekał na ból głowy. Pośmiałam się z niego i pojechałam z Jolą i Dominiką do mieszkania Majki. Spakowałyśmy wszystkie rzeczy. Tata przyjechał po godzinie i ze względu na miejsce w aucie zabrał większość rzeczy do Wrocławia. My w drogę do domu wyruszyliśmy wieczorem. Wiadomo nocą jest mniejszy ruch na ulicy. Oczywiście ja musiałam prowadzić bo Panowie wpadli na genialny pomysł i leczyli kaca alkoholem. Nie powiem wkurzyłam się na Mikołaja. Około 2 w nocy, dojechaliśmy. Dominika od razu poszła spać. Antek tak samo. Razem z Mikołajem wnieśliśmy rzeczy do mieszkania i również poszliśmy spać. Następnego dnia odebrałam resztę rzeczy od taty i pojechałam załatwiać papiery adopcyjne. Musiałam to załatwić jak najszybciej. 

sobota, 4 czerwca 2016

2.12

Nad ranem obudził mnie telefon, przy okazji obudził resztę domowników. Spojrzałam na wyświetlacz i ujrzałam numer Joli, bez wahania odebrałam.
-Tak słucham.
-Ola, pogrzeb będzie jutro o 11, u św. Wojciecha. Na Katedralnej.
-No dobra dzięki.
-Słuchaj, było by dobrze gdybyś przyjechała jeszcze dziś z dzieciakami. Ja mam wolne pokoje, możecie u nas przenocować.
-No dobra, tylko wezmę wolne w pracy.
-A i jeszcze jedno, bym zapomniała. Zamówiłam wieńce dla dzieciaków i ciebie bo podróż do Warszawy troszkę potrwa i pomyślałam że tak będzie lepiej.
-Dzięki, to my się będziemy zbierać.
-No to widzimy się wieczorem.
-Tak, do później.- Odłożyłam telefon, przeciągnęłam się i poszłam do kuchni gdzie wszyscy byli. Siadłam przy kuchennym stole, Mikołaj podał mi kubek z kawą.
-Kto dzwonił?- Zapytała Dominika, widać było że mało spała miała całe czerwone oczy, popuchnięte.
-Jola, pogrzeb jest jutro ale jedziemy do Warszawy dzisiaj.- Odparłam stanowczym głosem.
-Musisz wziąć wolne.- Wtrącił Mikołaj.
-Tak wiem, zaraz zadzwonię do taty. Pewnie też będzie chciał jechać na pogrzeb.
-Zapewne, przecież to rodzina.- Odrzekł Mikołaj. Zjedliśmy śniadanie a następnie poszliśmy się szykować do podróży. W międzyczasie zadzwoniłam do taty aby przyjechał do mnie jak najszybciej. Nie musiałam długo czekać, po dziesięciu minutach pukał do drzwi. Udałam się otworzyć.
-Cześć tato, wejdź.- Powiedziałam nie chcąc rozmawiać z nim na klatce. No wiadomo sąsiedzi a to są sprawy rodzinne. Tato wszedł do salonu gdzie byli wszyscy.
-Wujek.- Krzyknęła Dominika i przytuliła się do taty.
-Cześć rybka a co ty tu robisz?- Zapytał a nastolatce zaszkliły się oczy.
-Może pójdziemy do kuchni.- Zaproponował Mikołaj.
-No to chodźmy.- Udaliśmy się do pomieszczenia nazywanego kuchnią, zrobiłam nam kawę.
-Więc co się stało?
-Tato, Majka nie żyje.- Powiedziałam ledwo powstrzymując łzy. Mikołaj mnie przytulił i delikatnie jeździł swoją dłonią po moich plecach. Przechodziły mnie miłe dreszcze.
-Jak to, co się stało?- Zapytał tata po chwili.
-Nie wiemy.
-A jak się tutaj Dominika znalazła?- Znów zapytał tato.
-Uciekła z domu, przypuszczamy że nie było tam najlepiej.- Mikołaj odpowiedział za mnie.- Przyjechała z Antkiem prosto do Oli, a wczoraj wieczorem dostaliśmy telefon że jej mama nie żyje.
-Białach a co ty tu właściwie robisz?- Zapytał tato, no w pewnym sensie obawiałam się tego pytania.
-Opiekuję się Pana córką, przecież nosi moje dziecko.- Odparł a ja delikatnie się uśmiechnęłam. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
-No dobrze, powiedzcie mi co z pogrzebem?
-Jutro o 11 u św Wojciecha. My jedziemy już dziś. Będziemy nocować u Joli.
-No dobrze, ja z Julią na pewno pojedziemy, zaraz wszystko załatwię. Wolne weźcie do końca tygodnia.
-Dobrze.- Odparłam, odklejając się od Mikołaja.
-Ola jak się czujesz? Jakoś blado wyglądasz a wczoraj nie byłaś w pracy bo się źle czułaś.- Powiedział tato.
-No w sumie to jestem zmęczona, ale daję radę.
-No dobrze, to szykujcie się, ja już lecę.- Powiedział Tato i się z nami pożegnał. Zjedliśmy jeszcze drugie śniadanie gdy sobie przypomniałam że w samochodzie nie mam fotelika dla Antka.
-Cholera, zapomniałam.- Krzyknęłam i chwyciłam za telefon, miałam zamiar zadzwonić do Moniki, ale Mikołaj zabrał mi telefon.
-Co ty robisz?
-Dzwonię do Moniki.
-Po co?
-Nie mam fotelika dla Antka, a przecież do stolicy bez niego nie pojadę.
-Nie mogłaś zapytać?- Odparł a ja siedziałam jak słup soli, nie za bardzo rozumiałam o co mu chodzi.
-Ale....
-No przecież ja mam w garażu fotelik po dziewczynach. Zaraz zadzwonię do Dominiki to ci go podrzuci.
-Po co chce Pan do mnie dzwonić?- Zapytała nastolatka wchodząc do kuchni.
-Do córki ma tak samo na imię jak ty.
-O fajnie.- Odparła i siadła obok mnie.- Ciocia, co teraz z nami będzie?
-Zapewne zamieszkacie z ojcem.- Odparłam a nastolatka posmutniała.
-To nie najlepszy pomysł.- Odrzekła po chwili.
-Dlaczego, nie chcesz mieszkać z ojcem?- Zapytałam a nastolatka podała mi telefon z otwartym artykułem z gazety. Zaczęłam czytać.
Dnia 21 kwietnie tego roku, w Warszawie wydarzyła się tragedia. Mężczyzna zabił swoją żonę, osieracając tym dwójkę dzieci. Jak na razie dzieci są u ciotki, ale nikt nie wie co będzie dalej. Tomasz K. usłyszy dziś zarzuty za spowodowanie śmierci. Jak podaje policja mężczyzna podczas zatrzymania miał przeszło 3 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Podobno alkohol i awantury w tym domu były codziennością.
Czytałam nie mogąc uwierzyć, niestety to była prawda. Na końcu było umieszczone zdjęcie Tomka. Nastolatka siedziała przerażona, a ja nie za bardzo wiedziałam co mam teraz zrobić.
-Mikołaj.- Powiedziałam i podałam mu telefon. Przeczytał artykuł i spojrzał na mnie.
-To jest...
-Tak to Tomek, ojciec Dominiki- Powiedziałam, nastolatka siedziała załamana i dopijała moją herbatę.
-Ciocia, co my teraz zrobimy. Ja nie chcę do domu dziecka. Może nie tak ja ale Antek, przecież on nie może do domu dziecka.- Dominika się rozpłakała.
-Spokojnie nie dopuszczę do tego.
-Ale jak, przecież nikt się teraz nami nie zajmie.
-A wasi dziadkowie.- Wtrącił się Mikołaj.
-Nie żyją a z rodzicami ojca nigdy nie mieliśmy kontaktu. Zerwali go zaraz po ślubie rodziców.- Powiedziała nastolatka ze łzami w oczach.
-Dominika, idź na chwilę do Antka.- Powiedziałam a nastolatka posłusznie wykonała moje polecenie.
-Ola co planujesz zrobić?
-Nie wiem, Jola jest ich jedyną rodziną w tej chwili. Ale wątpię w to żeby oni mogli u niej zostać.
-Dlaczego?
-Wiesz im się nigdy nie przelewało, a mają 4 swoich dzieci.
-To co teraz?
-Nie wiem. Wzięła bym ich do siebie, ale wiesz jaka jest sytuacja.
-No wiem jesteś w ciąży.
-Nie mówię o ciąży to mało ważne. Mówię o mieszkaniu, mam jeden pokój i w czwórkę się nie zmieścimy.
-W czwórkę?- Zapytał zdziwiony Mikołaj.
-No dzieciaki ja i maleństwo jak się urodzi.
-Czyli...- Mikołaj posmutniał.- Ja nie mam co liczyć nawet na kanapę.- Powiedział smutnym głosem, w jego oczach było widać zawiedzenie.
-Ja myślałam...-Zaczęłam się tłumaczyć ale Mikołaj mi przerwał.
-Ola dziś w nocy, ja...ja sobie wszystko przypomniałem.- Powiedział i mnie pocałował, tę chwilę przerwał nam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. To była Dominika z Anią.
-Cześć wejdźcie.- Zaprosiłam je do środka, weszliśmy do kuchni.
-Hej tato.- Powiedziała Dominika.- Mama jest wściekła że na noc nie wróciłeś.
-Nie będę tego komentował.- Powiedział Mikołaj.
-Przyniosłyśmy fotelik tak jak chciałeś.
-Dzięki, zostawcie go w korytarzu.- Powiedział Mikołaj.
-Napijecie się czegoś?- Zaproponowałam.
-Nie nie, musimy lecieć, zaraz do szkoły.
-No dobra.- Dziewczynki poszły się pożegnać z Mikołajem a ja je odprowadziłam.
-Ola, mogę o coś zapytać?- Zaczęła Dominika.
-Tak jasne.
-Wróciliście z tatą do siebie?
-Tak.
-Czyli tato odzyskał pamięć?
-Tak.
-Super.- Powiedziała Dominika i poszła z Anią do szkoły. Ja wróciłam do mieszkania.
-Dobra to możemy jechać.- Odparłam wchodząc do kuchni.- Mikołaj mam do ciebie prośbę.
-No mów, spełnię każdą twoja zachciankę.
-Jedź z nami. Proszę, nie chcę jechać tam sama.
-No pewnie ze pojadę.- Powiedział, podszedł do mnie i mnie pocałował.- Muszę tylko jechać się spakować. Wszystkie rzeczy mam u Kamili.
-Nie wszystkie, jeszcze twoje mieszkanie. Garnitur na pewno masz w mieszkaniu.
-No dobra. To pakuj dzieciaków a ja jadę po rzeczy.
-Pojedziemy razem.- odparłam i poszłam po rzeczy. Mikołaj zamontował w moim aucie fotelik dla Antka a Dominika pomogła mi znieść nasze torby do samochodu. Zapakowaliśmy to co potrzebne i pojechaliśmy do mieszkania Mikołaja. Jak poparzony wyskoczył z auta, a jeszcze szybciej wrócił. Zapakował swoje rzeczy do bagażnika i ruszyliśmy w drogę. Z każdym kilometrem bałam się coraz bardziej. Co kilka kilometrów robiliśmy sobie przerwę i na zmianę prowadziliśmy. Podróż trwałą prawie cały dzień. Gdy dojechaliśmy do Warszawy, było już ciemno a na drogach prawie pustki. Zaczął padać deszcz. Zadzwoniłam do Joli że dojechaliśmy do stolicy. Podała mi adres i udaliśmy się tam. Dominika i Antek już spali. Gdy byliśmy na miejscu, ukazał mi się mały domek w którym spędzałam wakacje. Wysiedliśmy z samochodu i przyszła do nas Jola.
-Cześć.- Przywitała się.
-Cześć, to jest Mikołaj. A to Jola.- Przedstawiłam ich sobie. Otworzyłam drzwi od samochodu i zaczęłam budzić nastolatkę.
-Dominika, jesteśmy na miejscu.- Dziewczyna otworzyła oczy. Wysiadła i poszła się przywitać z rodziną. Mikołaj i Jola zabrali nasze walizki a ja wzięłam na ręce Antka, który również się obudził. Weszliśmy do domu.
-Nic się nie zmieniło.- Powiedziałam wchodząc do środka.
-No wiesz, jakoś szkoda cokolwiek zmieniać.- Powiedziała Jola.- Chodźcie pokażę wam pokoje.- Udaliśmy się na piętro.- To tak, Dominika będziesz spała w pokoju z Kaśką, a Ola i przypomnij mi swoje imię.- Powiedziała spoglądając na aspiranta.
-Mikołaj.
-Tak Ola, Mikołaj i Antek, będziecie spać w tym pokoju, dostawiłam łóżeczko.- Powiedział. Zostawiliśmy nasze rzeczy, w pokoju. Położyliśmy Antka spać i zeszliśmy na dół.
-Przygotowałam wam kolację, pomyślałam że będziecie głodni po podróży.
-Dzięki.- Powiedziałam siadając do stołu.
-Zapewne już wiecie co się stało.
-Tak czytaliśmy w gazecie. To straszne.
-No znaleźliśmy się w beznadziejnej sytuacji.
-No niestety. A zapomniała bym.- Wyjęłam z torebki portfel.- Ile za te kwiaty mam ci oddać.
-Przestań.
-Mów ile za kwiaty.
-Ola nie chcę od ciebie kasy, jesteśmy rodziną.
-Nie denerwuj mnie i mów ile mam ci oddać.
-No wyszło jakieś 100 złotych.- Wyjęłam z portfela banknot 50 złotowy, więcej nie miałam. Mikołaj to zauważył i wyjął całą sumę. Podał Joli.
-Proszę.- Powiedział. Spojrzałam na niego i podziękowałam mu uśmiechem.
-Od dawna jesteście razem. Czemu się nie chwaliłaś że będziesz miała dziecko?
-No tak jakoś wyszło.
-Chłopiec czy dziewczynka.
-Jeszcze nie wiem.
-Mam nadzieję że chłopiec.- Wtrącił Mikołaj.
-Dlaczego a jak będzie dziewczynka to nie będziesz jej kochał?- Zaśmiałam się.
-Będę ale kochanie już mam dwie córki i chyba pora na chłopca.- Odpowiedział żartobliwym głosem. Powiedział do mnie kochanie.
-A twój tata będzie?- Zapytała po chwili Jola.
-Tak tak, będzie. Nocuję w hotelu.
-Nocują? Wujek Wojtek się z kimś spotyka?
-No tak, ma dziewczynę.
-Ale...-Powiedziała Jola.
-Ale Julia jest w moim wieku.- Odparłam a Jola aż się opluła kawą.
-Co?
-No wiesz, jak to mówią wiek to tylko liczby.- Śmialiśmy się tak do późna aż z pracy wrócił Marek, mąż Joli.
-Jestem kochanie.- Krzyknął już w korytarzu.
-Cześć, mamy gości.- Odpowiedziała Jola.
-O Ola już jest.
-Tak ale nie sama.
-No przecież wiem że dzieciaków przywiozła.
-No ale nie tylko.- Powiedziała a do kuchni przyszedł Marek, można powiedzieć ze mój szwagier. Podniosłam się aby się z nim przywitać.
-Cześć Marek.
-O cześć. Ślicznie wyglądasz.- Powiedział i przytuliliśmy się na powitanie.
-To jest Mikołaj mój...
-Marek miło mi poznać.- Wtrącił widząc moje zakłopotanie.- No proszę, ale poinformować rodzinę o takim czymś to nie łaska.
-Tak wyszło, nie miałam kiedy zadzwonić.- Powiedziałam i wszyscy wróciliśmy do kolacji. Rozmawialiśmy tak do drugiej w nocy.
-No pora kłaść się spać. Jutro nas czeka ciężki dzień.- Marek wstał od stołu.

-No masz rację.- Przywtórzyłam mu i poszliśmy spać. Po cichu weszliśmy z Mikołajem do pokoju. Tak aby nie obudzić Antka i położyliśmy się spać. Byłam bardzo zmęczona więc bardzo szybko zasnęłam.