Nad ranem obudził mnie telefon, przy okazji obudził
resztę domowników. Spojrzałam na wyświetlacz i ujrzałam numer
Joli, bez wahania odebrałam.
-Tak słucham.
-Ola, pogrzeb będzie jutro o 11, u św. Wojciecha. Na
Katedralnej.
-No dobra dzięki.
-Słuchaj, było by dobrze gdybyś przyjechała jeszcze
dziś z dzieciakami. Ja mam wolne pokoje, możecie u nas przenocować.
-No dobra, tylko wezmę wolne w pracy.
-A i jeszcze jedno, bym zapomniała. Zamówiłam wieńce
dla dzieciaków i ciebie bo podróż do Warszawy troszkę potrwa i
pomyślałam że tak będzie lepiej.
-Dzięki, to my się będziemy zbierać.
-No to widzimy się wieczorem.
-Tak, do później.- Odłożyłam telefon, przeciągnęłam
się i poszłam do kuchni gdzie wszyscy byli. Siadłam przy kuchennym
stole, Mikołaj podał mi kubek z kawą.
-Kto dzwonił?- Zapytała Dominika, widać było że
mało spała miała całe czerwone oczy, popuchnięte.
-Jola, pogrzeb jest jutro ale jedziemy do Warszawy
dzisiaj.- Odparłam stanowczym głosem.
-Musisz wziąć wolne.- Wtrącił Mikołaj.
-Tak wiem, zaraz zadzwonię do taty. Pewnie też będzie
chciał jechać na pogrzeb.
-Zapewne, przecież to rodzina.- Odrzekł Mikołaj.
Zjedliśmy śniadanie a następnie poszliśmy się szykować do
podróży. W międzyczasie zadzwoniłam do taty aby przyjechał do
mnie jak najszybciej. Nie musiałam długo czekać, po dziesięciu
minutach pukał do drzwi. Udałam się otworzyć.
-Cześć tato, wejdź.- Powiedziałam nie chcąc
rozmawiać z nim na klatce. No wiadomo sąsiedzi a to są sprawy
rodzinne. Tato wszedł do salonu gdzie byli wszyscy.
-Wujek.- Krzyknęła Dominika i przytuliła się do
taty.
-Cześć rybka a co ty tu robisz?- Zapytał a nastolatce
zaszkliły się oczy.
-Może pójdziemy do kuchni.- Zaproponował Mikołaj.
-No to chodźmy.- Udaliśmy się do pomieszczenia
nazywanego kuchnią, zrobiłam nam kawę.
-Więc co się stało?
-Tato, Majka nie żyje.- Powiedziałam ledwo
powstrzymując łzy. Mikołaj mnie przytulił i delikatnie jeździł
swoją dłonią po moich plecach. Przechodziły mnie miłe dreszcze.
-Jak to, co się stało?- Zapytał tata po chwili.
-Nie wiemy.
-A jak się tutaj Dominika znalazła?- Znów zapytał
tato.
-Uciekła z domu, przypuszczamy że nie było tam
najlepiej.- Mikołaj odpowiedział za mnie.- Przyjechała z Antkiem
prosto do Oli, a wczoraj wieczorem dostaliśmy telefon że jej mama
nie żyje.
-Białach a co ty tu właściwie robisz?- Zapytał tato,
no w pewnym sensie obawiałam się tego pytania.
-Opiekuję się Pana córką, przecież nosi moje
dziecko.- Odparł a ja delikatnie się uśmiechnęłam. Wtuliłam się
w niego jeszcze bardziej.
-No dobrze, powiedzcie mi co z pogrzebem?
-Jutro o 11 u św Wojciecha. My jedziemy już dziś.
Będziemy nocować u Joli.
-No dobrze, ja z Julią na pewno pojedziemy, zaraz
wszystko załatwię. Wolne weźcie do końca tygodnia.
-Dobrze.- Odparłam, odklejając się od Mikołaja.
-Ola jak się czujesz? Jakoś blado wyglądasz a wczoraj
nie byłaś w pracy bo się źle czułaś.- Powiedział tato.
-No w sumie to jestem zmęczona, ale daję radę.
-No dobrze, to szykujcie się, ja już lecę.-
Powiedział Tato i się z nami pożegnał. Zjedliśmy jeszcze drugie
śniadanie gdy sobie przypomniałam że w samochodzie nie mam
fotelika dla Antka.
-Cholera, zapomniałam.- Krzyknęłam i chwyciłam za
telefon, miałam zamiar zadzwonić do Moniki, ale Mikołaj zabrał mi
telefon.
-Co ty robisz?
-Dzwonię do Moniki.
-Po co?
-Nie mam fotelika dla Antka, a przecież do stolicy bez
niego nie pojadę.
-Nie mogłaś zapytać?- Odparł a ja siedziałam jak
słup soli, nie za bardzo rozumiałam o co mu chodzi.
-Ale....
-No przecież ja mam w garażu fotelik po dziewczynach.
Zaraz zadzwonię do Dominiki to ci go podrzuci.
-Po co chce Pan do mnie dzwonić?- Zapytała nastolatka
wchodząc do kuchni.
-Do córki ma tak samo na imię jak ty.
-O fajnie.- Odparła i siadła obok mnie.- Ciocia, co
teraz z nami będzie?
-Zapewne zamieszkacie z ojcem.- Odparłam a nastolatka
posmutniała.
-To nie najlepszy pomysł.- Odrzekła po chwili.
-Dlaczego, nie chcesz mieszkać z ojcem?- Zapytałam a
nastolatka podała mi telefon z otwartym artykułem z gazety.
Zaczęłam czytać.
Dnia
21 kwietnie tego roku, w Warszawie wydarzyła się tragedia.
Mężczyzna zabił swoją żonę, osieracając tym dwójkę dzieci.
Jak na razie dzieci są u ciotki, ale nikt nie wie co będzie dalej.
Tomasz K. usłyszy dziś zarzuty za spowodowanie śmierci. Jak podaje
policja mężczyzna podczas zatrzymania miał przeszło 3 promile
alkoholu w wydychanym powietrzu. Podobno alkohol i awantury w tym
domu były codziennością.
Czytałam nie mogąc uwierzyć, niestety to była
prawda. Na końcu było umieszczone zdjęcie Tomka. Nastolatka
siedziała przerażona, a ja nie za bardzo wiedziałam co mam teraz
zrobić.
-Mikołaj.- Powiedziałam i podałam mu telefon.
Przeczytał artykuł i spojrzał na mnie.
-To jest...
-Tak to Tomek, ojciec Dominiki- Powiedziałam,
nastolatka siedziała załamana i dopijała moją herbatę.
-Ciocia,
co my teraz zrobimy. Ja nie chcę do domu dziecka. Może nie tak ja
ale Antek, przecież on nie może do domu dziecka.- Dominika się
rozpłakała.
-Spokojnie nie dopuszczę do tego.
-Ale jak, przecież nikt się teraz nami nie zajmie.
-A wasi dziadkowie.- Wtrącił się Mikołaj.
-Nie żyją a z rodzicami ojca nigdy nie mieliśmy
kontaktu. Zerwali go zaraz po ślubie rodziców.- Powiedziała
nastolatka ze łzami w oczach.
-Dominika, idź na chwilę do Antka.- Powiedziałam a
nastolatka posłusznie wykonała moje polecenie.
-Ola co planujesz zrobić?
-Nie wiem, Jola jest ich jedyną rodziną w tej chwili.
Ale wątpię w to żeby oni mogli u niej zostać.
-Dlaczego?
-Wiesz im się nigdy nie przelewało, a mają 4 swoich
dzieci.
-To co teraz?
-Nie wiem. Wzięła bym ich do siebie, ale wiesz jaka
jest sytuacja.
-No wiem jesteś w ciąży.
-Nie mówię o ciąży to mało ważne. Mówię o
mieszkaniu, mam jeden pokój i w czwórkę się nie zmieścimy.
-W czwórkę?- Zapytał zdziwiony Mikołaj.
-No dzieciaki ja i maleństwo jak się urodzi.
-Czyli...- Mikołaj posmutniał.- Ja nie mam co liczyć
nawet na kanapę.- Powiedział smutnym głosem, w jego oczach było
widać zawiedzenie.
-Ja myślałam...-Zaczęłam się tłumaczyć ale
Mikołaj mi przerwał.
-Ola dziś w nocy, ja...ja sobie wszystko
przypomniałem.- Powiedział i mnie pocałował, tę chwilę przerwał
nam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. To była Dominika z Anią.
-Cześć wejdźcie.- Zaprosiłam je do środka,
weszliśmy do kuchni.
-Hej tato.- Powiedziała Dominika.- Mama jest wściekła
że na noc nie wróciłeś.
-Nie będę tego komentował.- Powiedział Mikołaj.
-Przyniosłyśmy fotelik tak jak chciałeś.
-Dzięki, zostawcie go w korytarzu.- Powiedział
Mikołaj.
-Napijecie się czegoś?- Zaproponowałam.
-Nie nie, musimy lecieć, zaraz do szkoły.
-No dobra.- Dziewczynki poszły się pożegnać z
Mikołajem a ja je odprowadziłam.
-Ola, mogę o coś zapytać?- Zaczęła Dominika.
-Tak jasne.
-Wróciliście z tatą do siebie?
-Tak.
-Czyli tato odzyskał pamięć?
-Tak.
-Super.- Powiedziała Dominika i poszła z Anią do
szkoły. Ja wróciłam do mieszkania.
-Dobra to możemy jechać.- Odparłam wchodząc do
kuchni.- Mikołaj mam do ciebie prośbę.
-No mów, spełnię każdą twoja zachciankę.
-Jedź z nami. Proszę, nie chcę jechać tam sama.
-No pewnie ze pojadę.- Powiedział, podszedł do mnie i
mnie pocałował.- Muszę tylko jechać się spakować. Wszystkie
rzeczy mam u Kamili.
-Nie wszystkie, jeszcze twoje mieszkanie. Garnitur na
pewno masz w mieszkaniu.
-No dobra. To pakuj dzieciaków a ja jadę po rzeczy.
-Pojedziemy razem.- odparłam i poszłam po rzeczy.
Mikołaj zamontował w moim aucie fotelik dla Antka a Dominika
pomogła mi znieść nasze torby do samochodu. Zapakowaliśmy to co
potrzebne i pojechaliśmy do mieszkania Mikołaja. Jak poparzony
wyskoczył z auta, a jeszcze szybciej wrócił. Zapakował swoje
rzeczy do bagażnika i ruszyliśmy w drogę. Z każdym kilometrem
bałam się coraz bardziej. Co kilka kilometrów robiliśmy sobie
przerwę i na zmianę prowadziliśmy. Podróż trwałą prawie cały
dzień. Gdy dojechaliśmy do Warszawy, było już ciemno a na drogach
prawie pustki. Zaczął padać deszcz. Zadzwoniłam do Joli że
dojechaliśmy do stolicy. Podała mi adres i udaliśmy się tam.
Dominika i Antek już spali. Gdy byliśmy na miejscu, ukazał mi się
mały domek w którym spędzałam wakacje. Wysiedliśmy z samochodu i
przyszła do nas Jola.
-Cześć.- Przywitała się.
-Cześć, to jest Mikołaj. A to Jola.- Przedstawiłam
ich sobie. Otworzyłam drzwi od samochodu i zaczęłam budzić
nastolatkę.
-Dominika, jesteśmy na miejscu.- Dziewczyna otworzyła
oczy. Wysiadła i poszła się przywitać z rodziną. Mikołaj i Jola
zabrali nasze walizki a ja wzięłam na ręce Antka, który również
się obudził. Weszliśmy do domu.
-Nic się nie zmieniło.- Powiedziałam wchodząc do
środka.
-No wiesz, jakoś szkoda cokolwiek zmieniać.-
Powiedziała Jola.- Chodźcie pokażę wam pokoje.- Udaliśmy się na
piętro.- To tak, Dominika będziesz spała w pokoju z Kaśką, a Ola
i przypomnij mi swoje imię.- Powiedziała spoglądając na
aspiranta.
-Mikołaj.
-Tak Ola, Mikołaj i Antek, będziecie spać w tym
pokoju, dostawiłam łóżeczko.- Powiedział. Zostawiliśmy nasze
rzeczy, w pokoju. Położyliśmy Antka spać i zeszliśmy na dół.
-Przygotowałam wam kolację, pomyślałam że będziecie
głodni po podróży.
-Dzięki.- Powiedziałam siadając do stołu.
-Zapewne już wiecie co się stało.
-Tak czytaliśmy w gazecie. To straszne.
-No znaleźliśmy się w beznadziejnej sytuacji.
-No niestety. A zapomniała bym.- Wyjęłam z torebki
portfel.- Ile za te kwiaty mam ci oddać.
-Przestań.
-Mów ile za kwiaty.
-Ola nie chcę od ciebie kasy, jesteśmy rodziną.
-Nie denerwuj mnie i mów ile mam ci oddać.
-No wyszło jakieś 100 złotych.- Wyjęłam z portfela
banknot 50 złotowy, więcej nie miałam. Mikołaj to zauważył i
wyjął całą sumę. Podał Joli.
-Proszę.- Powiedział. Spojrzałam na niego i
podziękowałam mu uśmiechem.
-Od dawna jesteście razem. Czemu się nie chwaliłaś
że będziesz miała dziecko?
-No tak jakoś wyszło.
-Chłopiec czy dziewczynka.
-Jeszcze nie wiem.
-Mam nadzieję że chłopiec.- Wtrącił Mikołaj.
-Dlaczego a jak będzie dziewczynka to nie będziesz jej
kochał?- Zaśmiałam się.
-Będę ale kochanie już mam dwie córki i chyba pora
na chłopca.- Odpowiedział żartobliwym głosem. Powiedział do mnie
kochanie.
-A twój tata będzie?- Zapytała po chwili Jola.
-Tak tak, będzie. Nocuję w hotelu.
-Nocują? Wujek Wojtek się z kimś spotyka?
-No tak, ma dziewczynę.
-Ale...-Powiedziała Jola.
-Ale Julia jest w moim wieku.- Odparłam a Jola aż się
opluła kawą.
-Co?
-No wiesz, jak to mówią wiek to tylko liczby.-
Śmialiśmy się tak do późna aż z pracy wrócił Marek, mąż
Joli.
-Jestem kochanie.- Krzyknął już w korytarzu.
-Cześć, mamy gości.- Odpowiedziała Jola.
-O Ola już jest.
-Tak ale nie sama.
-No przecież wiem że dzieciaków przywiozła.
-No ale nie tylko.- Powiedziała a do kuchni przyszedł
Marek, można powiedzieć ze mój szwagier. Podniosłam się aby się
z nim przywitać.
-Cześć Marek.
-O cześć. Ślicznie wyglądasz.- Powiedział i
przytuliliśmy się na powitanie.
-To jest Mikołaj mój...
-Marek miło mi poznać.- Wtrącił widząc moje
zakłopotanie.- No proszę, ale poinformować rodzinę o takim czymś
to nie łaska.
-Tak wyszło, nie miałam kiedy zadzwonić.-
Powiedziałam i wszyscy wróciliśmy do kolacji. Rozmawialiśmy tak
do drugiej w nocy.
-No pora kłaść się spać. Jutro nas czeka ciężki
dzień.- Marek wstał od stołu.
-No masz rację.- Przywtórzyłam mu i poszliśmy spać.
Po cichu weszliśmy z Mikołajem do pokoju. Tak aby nie obudzić
Antka i położyliśmy się spać. Byłam bardzo zmęczona więc
bardzo szybko zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz