Minęło kilka dni. Mikołaj wraca do domu tylko na noc.
Nie mam pojęcia co się z nim dzieje. Do pracy nie jeździ na pewno.
Wiem to bo rozmawiałam z komendant Jackowską. Dzwoniła do mnie
kilka razy w jego sprawie. Do szpitala jeździłam codziennie.
Przesiadywałam godzinami na korytarzu czekając aż jakiś lekarz
przyjdzie i powie że Dominika się wybudziła. Ale niestety. Antek
prawie całe dnie spędzał u rodziców Mikołaja którzy równie
mocno jak ja to przeżywali. Tego dnia nie pojechałam do szpitala.
Komendant Jackowska prosiła mnie abym przyjechała na komendę. Tak
też zrobiłam wsiadłam w samochód, zawiozłam dziewczynki do
szkoły, Antka do rodziców Mikołaja a sama pojechałam na komendę.
Zaparkowałam auta tam gdzie zawsze parkował mój tato. Weszłam do
budynku i od razu udałam się do gabinetu komendanta.
-Witaj Olu, dobrze że jesteś.
-Dzień dobry, chciała mnie Pani widzieć.
-Tak, siadaj. Jak się czujesz?
-Dziękuję dobrze. Ale nie w tej sprawie mnie Pani
wezwała.
-Nie chcę porozmawiać o Białachu.
-Tak też myślałam.
-Ty masz z nim kontakt prawda?
-No mam, ale ostatnio to jest tragedia. Można by rzec
że miałam z nim kontakt. Do momentu aż się nie dowiedział że
jego córka jest w szpitalu bo przedawkowała i prawdopodobnie jest w
ciąży.
-A powiedz mi, może ci mówił gdzie jest w trakcie
kiedy powinien być w pracy?
-Nie nie mówił. Wraca tylko na noc. Nawet kolacji nie
je. Śpi na kanapie albo w ogóle nie śpi. Rano wychodzi jakby szedł
do pracy. Gdyby nie telefon od Pani to pewnie do tej poty bym myślała
że chodzi do pracy.
-A próbowałaś z nim rozmawiać?
-No a jak Pani myśli. Każda rozmowa kończyła się
tym że on nie może być dziadkiem. Koniec tematu.
-No dobrze Olu pewnie masz sporo do załatwienia. Nie
będę cie dłużej zatrzymywać. Ale nie powiem było by miło gdyby
aspirant w końcu pojawił się w pracy.
-Spróbuję z nim porozmawiać ale wątpię żeby to coś
dało. Do widzenia.
-Do widzenia Olu.- Opuściłam gabinet pani komendant.
Idąc korytarzem komendy zamyśliłam się i tak wyszło ze wpadłam
na kogoś.
-Przemek.- Powiedziałam zdziwiona.
-Olka, a co ty tu robisz?
-No ja pracuje a ty?
-Zaczynam pracę. Jejku ale jak w ciąży pracujesz? To
bezpieczne?
-Teraz na zwolnieniu jestem, musiałam coś załatwić.
Nie spodziewałam się że cię tu spotkam.
-No ja też nie, kogo jak kogo, ale Ola tutaj. Kurcze
musimy się na kawę umówić.
-No tak, ale powiedz lepiej jak żona i maleństwo się
czują?
-Maleństwo dobrze, to chłopiec.
-A żona? Kasia dobrze pamiętam?
-Tak Kasia. Wypisała się ze szpitala na żądanie i
nie mam z nią kontaktu.
-Jak to?
-No tak to, wyjechała gdzieś.
-No to nieźle.- Powiedziałam i zobaczyłam Mikołaja
idącego w stronę komendy.- Przepraszam ale muszę jeszcze coś
załatwić.- Odparłam i poszłam w stronę aspiranta.
-Ola kochanie a co ty tu robisz?
-Tłumaczę się dlaczego do pracy nie chodzisz?
-Co?
-No to ja się pytam co? Do domu wracasz na noc, każda
rozmowa kończy się słowami ja nie mogę być dziadkiem. Do pracy
nie chodzisz. Nawet cię dzieci nie interesują. Mam już tego dość.
Możesz się wyprowadzić, dziećmi się zajmę. Jakoś sobie
poradzimy.
-Ola kochanie co ty wygadujesz?
-Co ja wygaduję, to ty co wyprawiasz?
-Nic cię nie interesuje. Nawet nasze dzieci. Które
powinny być ważniejsze ode mnie.
-Ola to nie prawda interesuję się wami.
-Doprawdy. Nawet nie zapytałeś jak się dziewczynki
czują. Antek całe dnie spędza u twoich rodziców a Ja przy łóżku
Dominiki. Nie wspomnę już o tym ze nawet płci naszego maleństwa
nie znasz.
-Ola kochanie.
-Nie wyskakuj mi tu z kochanie, bo ja mam już tego
dość.
-Chcesz wiedzieć co robiłem jak mnie w pracy nie było?
-No łał, było by miło gdybyś mi powiedział.
-No to chodź ze mną.
-Nigdzie nie idę albo mówisz albo wracamy do domu i
się pakujesz.
-Nie, to ty i dzieciaki się pakujecie.
-CO ty powiedziałeś. Czyli jednak....zostawiasz
nas...masz kogoś? Przyznaj się ty łajdaku.- Powiedziałam i
uderzyłam go w twarz. Popłakałam się i uciekłam do samochodu.
Mikołaj mnie dogonił.
-Ola, to nie tak ja nikogo nie mam.
-Jasne i myślisz że ja ci tak po prostu uwierzę.
-Ola przysięgam na nasze dziecko....
-Nawet nie próbuj tego robić.
-Ola, kocham cię i nigdy nie przestałem. Dobrze wiesz
że już nam jest ciasno w naszym mieszkaniu. Jest nas szóstka a za
jakiś czas będzie nas ośmioro, no chyba ze Dominika....nieważne.
-No szybko zauważyłeś że rodzina nam się powiększa,
jak ja za kilka dni będę rodzić to nagle to zauważyłeś.
-Nie kochanie to nie tak.
-No wcale.
-Daj mi to wyjaśnić. Proszę pojedź ze mną. Błagam
cię.
-No dobrze.- Odparłam a Mikołaj zabrał mnie na
osiedle na uboczu miasta. Podjechaliśmy pod jeden z domów. Był
ogromny. Nie tylko dom ale i ogród. Spojrzałam na Mikołaja
pytająco.
-Wysiadaj.- Powiedział stanowczo a ja bałam się tego
co mi powie. Weszliśmy do środka.
-Dominika? A ty nie w szkole?- Zdziwiłam się widząc
moją cioteczną siostrzenicę.
-Ciocia? Ja we wtorki kończę o 11 zajęcia.
-Co tu się dzieje?
-Ola bo to miało wyglądać inaczej.
-Ale co miało wyglądać inaczej?
-Witaj w domu.- Powiedziała Dominika a mnie aż
zamurowało.
-Bo to miało być tak że jak się nasz syn urodzi i ty
wyjdziesz ze szpitala to miałem cię tu przywieźć. Bo ja kupiłem
ten dom dla nas. Tylko trzeba go jeszcze wyremontować.
-Jak to kupiłeś dla nas dom?
-No tak wyszło, na bo jak usłyszałem w szpitalu że
Dominika też jest w ciąży i wtedy ja już nie wiedziałem co dalej
będzie no i rozmawiałem dużo z tu obecną naszą córką.
Doszliśmy do wniosku że tak będzie najlepiej.
-A ja myślałam że ty mnie zdradzasz.
-No przepraszam nie chciałem żebyś tak pomyślała.
Jesteś dla mnie najważniejsza, oczywiście zaraz po dzieciach.
-To ja zaraz wrócę.- Powiedziała nastolatka i wyszła.
Pocałowałam Mikołaja. Dominika po chwili podeszła do nas i coś
szepnęła Mikołajowi na ucho.
-Co to za tajemnice?- Zapytałam.
-Bo wujek....przepraszam Tata wysłał mnie na prawo
jazdy.
-Jak już urodzisz kochanie to przyda nam się jeszcze
jeden kierowca.
-Ty naprawdę pomyślałeś o wszystkim.
-Tak, dosłownie o wszystkim. Choć ze mną do ogrodu.-
Delikatnie się uśmiechnęłam a mikołaj złapał mnie za dłoń i
zaprowadził na zewnątrz. Było pięknie. Mały plac zabaw z
sześcioma huśtawkami, dwie zjeżdżalnie i ogromna piaskownica.
Obok było ogromne drzewo. Pod nim był stół z ławkami a obok
murowany grill. Nagle w tle zaczęła lecieć muzyka. Mikołaj objął
mnie w pasie i zaczęliśmy tańczyć. Wtuliłam się w niego. Nawet
nie zauważyłam gdy w ogrodzie pojawili się wszyscy. Dominika,
Ania, Antek, Tato z Julią i rodzice Mikołaja. Muzyka nie
przestawała grać a Mikołaj odszedł na chwilkę. Podszedł do
swoich rodziców którzy trzymali ogromny bukiet róż. Podszedł z
kwiatami do mnie i ukląkł.
-Ola, zostaniesz moją żoną a mamą naszych dzieci?
-Tak. Tak. Tak.-Powiedziałam i rzuciłam się
Mikołajowi na szyję. Pocałowaliśmy się. Po chwili poczułam
ogromny ból brzucha. Ból który rozrywał mnie w pół.
-Aaaaa.- Zaczęłam krzyczeć.- Chyba się zaczęło.-
Powiedziałam podpierając się o Mikołaja.
-Jedziemy do szpitala.- Powiedział Mikołaj.
-Nie dzwonimy po karetkę, przecież mama rodzi.-
Powiedziała Dominika.
-Mama nie płacz.- Podbiegł do mnie Antek i mnie
przytulił.
-Oddychaj kochanie. Wdech i wydech.
-Nie mów mi co mam robić.- Krzyknęłam na niego.
-Tak sobie myślę może zadzwonię po karetkę skoro
wszyscy tak stoicie.- Powiedziała Julia i wyjęła telefon z
kieszeni.
-No w końcu ktoś się nade mną zlitował.-
Powiedziałam ze złością w głosie. Karetka była po kilku
minutach. Zabrano mnie od razu do szpitala. Na sali porodowej przez
cały czas był ze mną Mikołaj. O godzinie 23.37 na świecie
pojawił się Staś. Nasz mały synek. Mikołaj zdecydował że tak
damy mu na imię. Zaraz po porodzie, przyniesiona go na moją salę.
To cudowne uczucie mieć na rękach taką małą kruszynkę. Na sali
byli wszyscy, no i stali bo nie było miejsca aby mogli usiąść.